wtorek, 12 października 2010

Wywiad w drodze - Łukasz Czeszumski



1.Trzy kraje bez których nie wyobrażasz sobie podróżowania.

Afganistan, Peru i Indonezja. Bo to są to najbardziej dzikie, najbardziej przygodowe kraje w których byłem. Czy też inaczej – zapewniające najmocniejsze przeżycia. Właśnie te kraje, bo tam ja przeżyłem chwile najciekawsze, stąd lista jest nie tylko subiektywna, ale też może ulec zmianie… Nie wierzę w jakieś listy typu „tu jest najciekawiej, a tam nudno”. To od nas samych w dużej mierze zależy, gdzie będziemy mieli ciekawą podróż, czy znajdziemy sposób na odkrycie bogactwa jednego kraju, a nie znajdziemy tego w innym. Nie ma zasady. Podróżowanie to sztuka w całym znaczeniu tego słowa, a każdy podróżujący to artysta, który tworzy własne dzieło. Ja mogę odnaleźć pożądaną emocję w przygodach w Afganistanie, a kto inny odnajdzie lepszą i wartościowszą w lesie koło swojego domu.

Nie trzeba jeździć daleko. Tylko amatorzy chwalą się gdzie to oni nie byli i czego tam nie robili. Ostateczne rozróżnienie to pytanie „gdybyś miał dzisiaj umrzeć, czy miałbyś satysfakcję z tego co przeżyłeś, czy gdybyś mógł cofnąć czas, coś zmieniłbyś w swoim życiu?”. Takie pytania zadaję sobie codziennie i polecam innym to samo. To pomaga podejmować właściwe decyzje.

Ale też uważam, że emocję prawdziwej przygody znajdzie się najłatwiej w egzotycznych krajach i wykonując interesujące zajęcia.

2.Co jest dla Ciebie najważniejsze w podróżowaniu?

Nie jestem człowiekiem, który podróżuje po to, aby coś zwiedzić czy zobaczyć. To nie ma sensu, bo „zobaczyć” można sobie na zdjęciach w Internecie czy na pocztówkach. Sens podróżowania widzę w przeżywaniu. Jeżdżę po to, aby coś interesującego przeżyć. Można to nazwać szukaniem przygód po to, aby potem „kolekcjonować” wspomnienia.

Średnio lub mniej niż średnio interesują mnie muzea, kościoły, kwiatki, ptaszki i cały ten cyrk wypisany i skatalogowany w przewodnikach. To co lubię, to kontakt z miejscowymi i poznawanie ich kultury, ciekawe sytuacje, odkrywanie miejsc dzikich, wyzwania które zawsze daje próba przetrwania wśród natury czy zagrożeń. Nie jestem pasjonatem adrenaliny, to nie to – po prostu lubię być tam, gdzie coś się dzieje. Zdobyć materiał do ciekawych historii. Ciekawe doświadczenia do zapamiętania.

No na przykład – 3 tygodnie temu wróciliśmy z chłopakami z Klubu Darien z ekspedycji do północnego Peru. Mam ogromną satysfakcję z tej podróży. Udało nam się odkryć w dżungli ruiny tysiącletniego miasta, o którym nawet archeolodzy jeszcze nie słyszeli. Spędziliśmy kupę czasu w naprawdę dzikich górach i dżungli, a nawet uczestniczyliśmy w akcji policyjnych sił specjalnych przeciw terrorystom i narkotrafikantom w dżunglach doliny Huallaga. To była dobra podróż!

3.Jak długo przygotowujesz się przed wyprawą ?

Im dłużej, tym lepiej. Tylko kto ma tyle czasu, ile trzeba? Co prawda takie sprawy, jak wyrobienie wiz, załatwienie szczepień i pakowanie się to są rzeczy chwilowe – ale najważniejsze to zdobycie wiedzy. Tylko ignorant jedzie na drugi koniec świata, nie starając się dowiedzieć czegoś o kraju gdzie się wybiera. Są tacy, którzy jadą „na pałę” ale są tak chłonni i kontaktowi, że błyskawicznie wsiąkają w miejscową kulturę. Ja zawsze wolę się przygotować, to potem pomaga. Staram się czytać ile się da o kraju, do którego jadę. Tej wiedzy jest nigdy za mało. Przecież podróż to też nauka, nie tylko przyjemność. Nie czytam przewodników, trochę je tylko przeglądam, ale to wyjątkowo nudna lektura. Wolę sprawy historyczne, artykuły prasowe, newsy, jeśli kraj i jego sytuacja mnie naprawdę wciąga, to całymi dniami potrafię tylko o nim czytać. Podróżnika a szczególnie podróżnika-dziennikarza musi prowadzić ciekawość świata. Poznawanie kraju gdzie jedziemy może zacząć się już na długo przed wyprawą.

4.Co cię wkurwia ?

Chwilowo wiele rzeczy, na dłuższą metę prawie nic, staram się znaleźć spokój i pogodzenie ze światem i jego wadami. Świat w końcu nie jest doskonały ani nigdy taki nie był.

Wśród innych podróżujących – smęcenie, że niby nie ma już miejsc do odkrycia i trzymanie się utartych schematów. Tworzenie się turystycznych gett wkoło popularnych miejsc, gdzie wszyscy lecą jak szaleni, żeby odbębnić „sztandarową atrakcję”. Prawdziwa przygoda jest tam, gdzie nie ma tłumów turystów. I prawdziwa sztuka to takie miejsca, które jednocześnie byłyby ciekawe, znaleźć.


6.Jak sobie poukładałeś sprawy z pracą, karierą i luką w CV ?

Gdy podjąłem decyzję, że będę w przyszłości podróżnikiem wiedziałem, że będzie trzeba z czegoś te podróże finansować. Znalazłem sposoby, aby połączyć te dwie sprawy i pracować po prostu podróżując. Na początku byłem dziennikarzem i fotografikiem, potem zacząłem organizować wyprawy przygodowe dla prywatnych klientów. Początki nie były łatwe, ale po latach, wraz z doświadczeniem i praktyką odnalazłem swoją drogę. To jest teraz moja kariera. I samym sobą mogę potwierdzić starą prawdę – „to nie sukces jest drogą do szczęścia, tylko szczęście drogą do sukcesu.” Rób to co kochasz jak najlepiej, a po jakimś czasie będziesz mógł z tego żyć.

7.Jak przełamać strach i obawy przed samotną wyprawą?

Po latach łatwo jest gadać, że to nic trudnego, ale jeśli cofnę się myślami te kilkanaście lat do moich pierwszych wypadów za granicę wiem, że jest to bariera trudna do pokonania dla młodego człowieka. Na przełamanie strachu nie ma jednak innej recepty, niż po prostu zebrać tyłek i jechać! Nie ma innej rady, wiedzę trzeba zdobywać w praktyce.

8.Od czego zacząć ?

Od zapytania samego siebie “czego oczekuję, po co właściwie chcę ruszyć na szlak?”. Według mnie najważniejsze, to potrafić odnaleźć swój własny styl i sposób realizacji swoich podróżniczych marzeń. Podróże to wielki uniwersytet wiedzy o świecie i ludziach, jednocześnie łatwo jest wpaść w pułapki powielania schematów, które tworzy trzymanie się gotowych tras np. z Lonely Planet. Dlatego moja rada jest prosta – odpowiedz sobie na pytanie, co pcha cię do podróży. Co chcesz przeżyć. Niech te marzenia będą śmiałe – jeśli marzysz o przejściu Amazonii na piechotę to właśnie na to się szykuj, bo jeśli pójdziesz na kompromis i łatwiznę, to skończysz na nudnej kilkudniowej wycieczce do lodge-u i będzie może ciekawie, ale daleko od pierwotnych zamierzeń. Najpierw pomysł – tak śmiały i ambitny jak się da, i potem – zastanów, jak to zrealizować.

9.Kiedy wracasz?

Można powiedzieć, że kiedyś wracałem, bo kiedyś lubiłem podróżować długo. Sześć, osiem miesięcy. Potem mieszkałem kilka lat w Boliwii i wyjeżdżałem z domu na parotygodniowe podróże w samej Boliwii albo po okolicznych krajach. Teraz mieszkam w Polsce i wyruszam na wyjazdy 1-2 miesięczne kilka razy w roku. I to jest lepszy system, bo wyruszając jadę w pełni formy, sił i psychicznie wypoczęty. Krótkie wyjazdy są bardziej intensywne, skoncentrowane na realizacji założonych planów. Wieczna tułaczka nie ma sensu, ponieważ męczy, a człowiek zmęczony ma coraz mniejsze podróżnicze ambicje, jest skłonny do coraz mniejszych poświęceń, a coraz więcej do leżenia w hamaku, popijania piwa i jeżdżenia na miałkie emeryckie wycieczki. Uważam, że należy mieć dom, do którego się wraca. Wtedy i wyruszenie w podróż i powrót daje wielką przyjemność.

Z ulubionym napojem w tle!

10.Najbardziej nieprawdopodobna historia z twojej podróży.

Spotykanie ponownie dawno poznanych ludzi w najdziwniejszych sytuacjach i miejscach znowu i nigdy wtedy, gdy się tego spodziewam. Już kilka razy mi się to przydarzyło i zawsze zachodzę w głowę, jak to działa.

11.Najbardziej magiczne miejsce w którym byłeś i dlaczego?

Dżungla. Zdecydowanie dżungla, szczególnie gdy jestem w niej sam i przez długi czas. To jak cofnięcie w czasy pierwotne, zjednoczenie z naturą, strach i euforia zarazem. Musi być w tym coś z magii.
W ulubionym miejscu!

12.Czy czujesz, że już osiągnąłeś to, czego chciałeś?

Wiele z moich marzeń osiągnąłem, i daje mi to dużą satysfakcję. Jednocześnie apetyt rośnie w miarę jedzenia, mam coraz to nowe plany i możliwości i to jest wspaniałe. Cała przyjemność życia jest w tym, że nie wiemy, co jeszcze się wydarzy. Z chwilą gdy nauczysz się sterować sobą w odpowiednim kierunku, wtedy wydarzyć się może wszystko to, czego pragniesz.


Radość życia!


środa, 6 października 2010

Wywiad w drodze - Mariusz, Renata i dziecko!

1. Trzy kraje bez których nie wyobrażacie sobie podróżowania.

Po pierwsze Polska – bo od tego kraju zaczynaliśmy. Do dziś pamiętam swoje “członkostwo” w klubie PTTK szkoły podstawowej nr 43 w Sosnowcu, rajdy terenowe po Jurze i Beskidach. Co prawda członkostwo zakończyło się wyrzuceniem mojej skromnej osoby z hukiem :) zupełnie niesłusznie zresztą – ale i tak nie zabili mojej potrzeby “szwendania” się. Późniejsze, już samodzielnie organizowane wypady w Tatry, Beskidy, Sudety czy na Mazury.

Po drugie – Stany Zjednoczone – za “enjoy the ride”, ogromne przestrzenie “niczego”, które się do tego świetnie nadają, za wprost kosmiczne parki narodowe południowego zachodu i most Golden Gate – gdzie utwierdziłem się w przekonaniu, że chcieć to móc.

No i po trzecie Meksyk – za chaos stolicy, za uśmiechy ludzi, za klimatyczne uliczki Guanajuato no i za to że nauczył nas pokory do siebie i drogi jaką mieliśmy przed sobą.

2. Co jest dla Was najważniejsze w podróżowaniu?

Wolność wyboru, poczucie decydowania o tym co robimy i kiedy. Za możliwość bycia razem (co czasem nie jest łatwe) i patrzenia na to samo na swój sposób. I to wszystko mimo narzuconej marszruty przez bilet RTW – co też daje pewien komfort – tym bardziej, że nasza podróż z wielu względów nie może być “neverending”.

3. Jak długo się przygotowywaliście przed wyprawa?

Mentalnie – pewnie całe dorosłe życie. Jak sięgam pamięcią to już w podstawówce po przeczytaniu niemal wszystkiego co napisał Szklarski i May miałem wytyczoną trasę na mapie (która zresztą wisiała na ścianie zamiast plakatu Modern Talking).

Technicznie jakiś rok. Wydawać się może, że to długo – ale jak się ma wyjechać w trójkę na dodatek z dzieckiem to i koszty przedsięwzięcia są wyższe, więc dochodzi okres zintensyfikowanego oszczędzania (nie mamy wpisane w dowodzie zawód: “syn/córka”). Do tego szczepienia – tutaj też trzeba wyważyć wszelkie ryzyka i w odpowiednim momencie się zaszczepić (chodzi o najmłodszego uczestnika wyprawy), przemyśleć trasę by wpasować się “mniej więcej” w pogodę, urlopy (bezpłatny i wychowawczy) itd. Jakoś sobie zorganizować zobowiązania kredytowe itd.

4. Co Was wkurwia?

Było by fantastycznie napisać, że nic – ale to nieprawda. Rzeczywistość jest taka, że bardzo wiele rzeczy. Podróż miała pomóc w nabraniu dystansu do pewnych wkurzających “czynników zewnętrznych” – cel osiągnięty połowicznie bo choć poprawę widać to jeszcze długa droga przed nami.

[M] ludzie których motto życiowe brzmi: “nie ważne że mam życie do dupy – ważne że ten obok ma jeszcze gorzej”

5. Za czym tęsknicie najbardziej?

Oczywiście za bliskimi. Ale też (co nas osobiście zaskoczyło) za naszymi polskimi smakami, bigosem, żurkiem z kiełbasą itd.

Zaczynamy też tęsknić za miejscami, które odwiedziliśmy na naszej trasie, za “naszym” tarasem w Guanajuato, za pustą 212 w Montanie, kawą w Vancouver czy za czasem jaki spędziliśmy w Panguitch w Utah.

[M] – za zabawkami :)

Caly wywiad dostepny na blogu Renaty, Mariusza i Marty: http://www.wpzs.pl/

wtorek, 5 października 2010

Powrót do Polski!

Powrót do Polski jak zwykle nie odbył się bez przygód. Zaczęło się od tego, że tak długo zeszło się nam z wypalaniem zdjęć w kafejce internetowej, że o mało co, a spóźnilibyśmy się na samolot:).

Potem wszystko szło już gładko, poza tym, że zawsze dziwie się i smuce, jak muszę w Peru płacić ten pieprzony podatek wylotowy. Okazało się, że i tym razem tną turystów na kase i podatek lepiej opłaca się płacić w dolarach, niż w solach, bo tak mają ustawiony przelicznik. Podatek wynosi 31 dolarów od osoby, czyli państwo Peru zbiera od frajerów kilkadziesiąt, jeżeli nie kilkaset tysięcy dolarów dziennie. Możnaby się kłucić, że się nie wiedziało i wmawiać urzędasom, że się nie ma kasy. Myślę, że musieliby puścić takiego delikwenta, ale komu się chce odstawiać takie szopki. Właśnie tę ludzką słabość peruwiański rząd postanowił wykorzystać i wprowadził ten pieprzony podatek.

Po wejściu do samolotu nie mogłem znaleźć swojego miejsca. Ponieważ z jednej strony rzędy kończyły się na cyfrze 29, a z drugiej, zaczynały od 31. Traf chciał, że miałem miejscówke wyznaczoną w rzędzie 30. Bezradny podchodzę z zapytaniem do stewardessy, a ta z uśmiechem informuje mnie, że moje miejsce jest tutaj, in the middle of the babies. Świetnie - pomyślałem, znowu się przyfarciło:) Zaraz obsługa samolotu się zleciała, żeby zobaczyć białasa siedzącego pomiędzy dwiema Peruwiankami, lecącymi do Europy, ze swoimi kilkumiesięcznymi pociechami. Nawet jedna ze stewardess powiedziała, że it's worth to make a picture! Dlaczego nie? Wyjąłem zaraz aparat i jeszcze w dobrym nastroju poprosiłem jedną z nich o zdjęcie.


Po starcie okazało się, że są jeszcze dwa wolne miejsca na pokładzie, więc jeżeli chce to mogę zmienić swoje miejsce. Oczywiście zaraz skorzystałem z tej propozycji i wybrałem miejsce przy oknie. Po sąsiedzku siedziało jakieś starsze małżeństwo, które nie dość, że nie zamieniło ze mną nawet jednego słowa, to nawet miedzy sobą, nie zauważyłem, żeby rozmawiali. Straszne mruki, ale co tam, przecież to lot a nie wieczorek zapoznawczy:)

W Amsterdamie mieliśmy 5 godzin czekania, więc poszliśmy kupić jakiś alkohol, żeby się źle nie czekało. Tutaj Szef się rzucił i postawił nam na zakończenie ekspedycji butelke w prezencie. Butelka została zrobiona w dość dobrym tempie. Pożegnaliśmy się z Michałem, który leciał do Londynu i Łukasz zszedł po kolejną butelkę. Niestety nie skonsultował tego zakupu z nami, a my już z Szefem mieliśmy dosyć. Zwłaszcza, że noc w samolocie była nie przespana, jedzenia raczej słabe, więc alkohol w wystarczającym zakresie zdążył udeżyć do głowy. Łukaszek miał jednak jeszcze mało, więc postanowił walnąć pare łyków z nowo nabytej butelki. Potem Wojtek popędzał nas do bramki, stwierdzając z przerażeniem, że nie zdążymy. Mówie mu, że jak się stresuje to sam już może iść. Ruszyliśmy kilka minut po nim. Okazało się, że miał rację bo czekała nas jeszcze kontrol bagażowa przed wejściem do strefy bordingu. Tutaj nie dość, że koleja duża, to jeszcze problem z otwartą torbą Łukasza. Butelka musiała zostać, nie było rady. Ten tak się wkurzył tym faktem, że postanowił wejść jeszcze do sklepu i kupić kolejną. Do odprawy przybiegł jako ostatni. Jednak pośpiech okazał się niewskazany, jako, że lot był opóżniony o 45 minut. Nie było to mi na rękę, bo spieszyłem się na ostatni pociąg, który miałem do Żyrardowa.

Opóźnienia nie dało się już nadrobić. Na szczęście sprawnie udało się odebrać bagaże, choć tym razem swój dostałem jako ostatni z naszej ekipy. Szybko pożegnałem się z chłopakami i udałem w kierunku wyjścia. Na terminalu czekała na mnie Ania. Na przywitanie nie było dużo czasu, bo miałem 15 minut do odjazdu pociągu. Biegne po taksówkę. Okazuje się, ze na Okęciu nie ma postoju taksówek, tylko zamawia się je na telefon. Welcome to civilization - myślę sobie i już jestem nieźle wkurzony. Biegając od samochodu do samochodu, udaje mi się wreszcie znaleźć wolny wóz. Proszę gościa, żeby zawiózł mnie na Dworzec Zachodni, zaznaczając, że bardzo mi się spieszy. Ten już podczas jazdy pyta, czy ma podjechać od strony kas. Gdybym nie znał Warszawy, to wydymałby mnie na wstępie, bo przecież od strony kas trzeba zapieprzać straszny kawał. Mówie, żeby mnie wysadził od strony Alej. Ten jeszcze podjeżdża nie od Alej tylko podwozi nas pod dworzec PKS. Kurs kosztuje 32,60 zł, płacę pięćdziesiątką. Koleś szuka reszty, wydaje mi 10 zł i pyta, czy może być bez złotówki. Mówię, że niech będzie. Ten podaje mi drobniaki, gdzie jest około 2 zł w 10 i 20 groszówkach. Noż kurwa mać, pierwszy kontakt z Polską i już taka wyjebka. Jestem tak wkurwiony, że mam ochotę mu przyjebać, ale jest Ania i spieszę się na ten pociąg. Pajac szybko znajduje reszte i możemy biec.

Okazuje się, że dworzec autobusowy jest zamknięty na noc, więc nie można przez niego przejść. Jest tak mało czasu, że decyduję się przejść przez płot i po torach. Nie jest to łatwe, bo Ania ma buty na obcasie. Jakoś wreszcie przełazimy i okazuje się, że na pociąg spóźniliśmy się dwie minuty, bo właśnie odjechał. Stoje z ciężkim plecakiem na grzbiecie, zapalam papierosa i naprawdę jestem mało kontent z tego powrotu do kraju. Myślę o telefonie do znajomych. Ale po pierwsze nie ma przy sobie telefonu, po drugie jest już późno, po trzecie jestem z Anią. Nie ma rady trzeba brać hotel. Okazuje się, że jest hotel zaraz przy dworcu, właśnie w tym budynku PKS. Wjeżdżam na góre i kolejna wyjebka. Dwuosobowy pokój z łazienką na korytarzu 140 zł. Na szczęście są wolne miejsca!

W tym momencie zaczęło mi już naprawdę mocno brakować Ameryki Południowej. Przypomniał mi się od razu anonimowy wpis na blogu, gdzie ktoś napisał, że po powrocie czeka mnie pierwsze wkurwienie i pierwsza tęsknota za powrotem do Peru. Już teraz wiem, że napisał to Michał Oleksak. Kiedy to czytałem, wiedziałem, ze na pewno ma rację i taki moment kiedyś nastąpi. Jednak nie sądziłem, że nastąpi tak szybko!

sobota, 2 października 2010

Wywiad w drodze - Daria i Tomek

1.Trzy kraje bez których nie wyobrażasz sobie podróżowania.

Trochę dziwne pytanie. Nie ma kraju bez, którego nie wyobrażamy sobie podróżowania.

Na pewno nie będzie tu Polski bo po niej obydwoje mało podróżowaliśmy co mamy zamiar za jakiś czas nadrobić.

Zobaczyliśmy na razie niewielki ulamek tego świata a nasze 3 ulubione kraje to:

Indie, Turcja, Bośnia i Hercegowina

Jesteśmy świeżo po podróży do Indii, które wręcz pokochaliśmy.

Intensywność zapachów, kobiety w kolorowych sari, hałaśliwe riksze, niesamowite smaki, krowy leżące na ulicy w centrum miasta i wiele innych rzeczy, których nie sposób wypisać. To wszystko sprawiło, że Indie są naszym numerem jeden. Żałujemy, że te 1,5 miesiąca już minęło ale wiemy, że kiedyś wrócimy tu na dłużej.

2.Co jest dla Ciebie najważniejsze w podróżowaniu ?

Kochamy podróże za to, że każdy dzień, każda minuta wygląda inaczej. To wyrwanie się z codziennej rutyny i nudy, które paraliżują umysł. W podróży czujemy się jak wypuszczone z klatki ptaki, szybujące gdzieś nad głowami innych. Poznajemy nowych ludzi, zdobywamy doświadczenia i żyjemy pełnią życia. Podróżując uwielbiamy obserwować. Wszystko od natury nas otaczającej po pojedynczą jednostkę na ulicy. Lubimy też mieć kontakt z lokalami. W krajach takich jak Indie czy Turcja to nic trudnego. Uważamy, że dzięki 15 godzinnej jeździe indyjskim sleeperem lepiej poznamy Indie niż gdybyśmy mieli zjechać wszystkie jego highlightsy razem wzięte.

3.Jak długo przygotowywałeś się przed wyprawą ?

Kupiliśmy bilet do Indii prawie rok przed wyjazdem. Miesiąc przed wyjazdem stwierdziliśmy, że na Indiach nie poprzestaniemy i zamierzamy spędzić w Azji południowo wschodniej minimum sześć miesięcy. Prawdę mówiąc nie wiemy co tu przygotowywać.

Podejmujesz decyzję i jedziesz sobie. Tyle.

4.Co cię wkurwia ?

Oj wiele rzeczy. Najbardziej to chyba zorganizowane wycieczki, które wyrzucają pięć kawałków za leżenie przy hotelowym basenie i wlewanie w siebie kolorowych trunków.

Wkurwiają nas też osoby które mówią – „Świetny pomysł na życie ale ja bym tak nie mógł”. Każdy by mógł, wystarczy chcieć. Albo pytania : „Nie szkoda ci pieniędzy i czasu na takie rzeczy?”

5.Za czym najbardziej tęsknisz ?

T: Jestem w podróży dopiero 1,5 miesiąca. Czasem mam momenty, że tęsknie za rodziną ale tak poza tym to nie tęsknie za niczym.

D: Za rodziną i znajomymi.

Reszte wywiadu przeczytacie na blogu Darii i Tomka: