poniedziałek, 20 września 2010

Wywiad w drodze - Pasikonik!

1. Trzy kraje bez ktorych nie wyobrazasz sobie podrozowania.

Polska - przede wszystkim. O swoim kraju powinno sie wiedziec. Powinno sie rozmawiac. Powinno sie rozumiec. Jako tako znac historie, powiazania, przyczyny i skutki. Powinno sie jako tako orientowac w polityce. A takze geografie znac. Zanim wyruszylem za granice nadwislanskiego kraju przemierzylem go autostopem wielokrotnie. Poznalem Mazurow, Hanysow, Kaszubow i Gorali. Mieszkalem w Jarocinie (tak, tym Jarocinie - stamtad pochodze), mieszkalem na Pomorzu, na Dolnym Slasku, a takze w Gorach Bystrzyckich. To byly roznorakie miejsca: bogaty dom, wynajete pokoje, mieszkania, wiejskie chalupy, strych, piwnica, namiot, melina az po odludny, drewniany domek w lesie. Dzielilem te miesjca z calym przekrojem polskiego spoleczenstwa, z ludzmi wyksztalconymi, z dziennikarzami, z artystami, ze studentami, z prostymi rolnikami i ich rodzinami, z pijakami i z narkomanami.Podroze po Polsce pozwolily mi lepiej zrozumiec polskosc we mnie i w innych Polakach. Odroznic szerokopojete cechy ludzkie od typowych nalecialosci polskiego pochodzenia.Straciloby na wartosci podrozowanie po swiecie bez moich polskich doswiadczen. Natomiast innych kluczowych pozycji nie posiadam, bowiem wyobraznia to fascynujaca, wciaz rozszezajaca sie glebia...

2. Co jest dla Ciebie najwazniejsze w podrozowaniu.

Kazdy podrozuje na swoj sposob, tak jak chce albo tak jak potrafi. Istnieje cala masa ludzi, ktora wykupuje zorganizowane wycieczki lub krok po kroku "podrozuja" z przewodnikiem typu Pascal. Ja kieruje sie intuicja. Jest o wiele lzejsza niz przewodnik (w miejsce owego raczej wezme Kapuscinskiego) i doprowadza mnie dokladnie w te miejsca, w ktorych pragne sie znalezc. Sa to miejsca, z ktorych moge cos wyniesc i na pewno nie mam na mysli typowo polskiego wynoszenia czegos pod pazucha. Sa to miejsca, w ktorych moge sie czegos nauczyc, ludzie, dzieki ktorym moge sie czegos dowiedziec. Uczyc sie, uczyc, uczyc! To dla mnie najwazniejsze w podrozowaniu. (Zapewne drapia sie po glowie moje belfry z Jarocina, ktore dobrze wiedza, ze same dwoje w dzienniczku mialem).

3. Jak dlugo sie przygotowywales przed wyprawa.

Przygotowywalem sie 19 lat. Od dziecka interesowal mnie swiat. Palce w mape wciskalem, wyobraznia wedrowalem, globusy podkrecalem. Nie moglem doczekac sie momentu, kiedy wyjade z Jarocina. I zaraz po maturze wyruszylem. Przez trzy lata poznawalem Polske, potem ruszylem dalej. Jestem w drodze od osmiu lat. Podrozuje inaczej, bardzo powoli. Zamieszkuje miejsca, w ktorych sie zakochalem lub do ktorych zaprowadzil mnie los. Albo nos. Znajduje zajecie i zyje z miejscowymi. Albo jade zarobic na chwile do bogatszego kraju. Na poczatku to byl raczej instynkt, pozniej zrozumialem, ze jestem zyciowym nomadem... Wczesniej zdarzalo mi sie wynajmowac jakis pokoj, co przez kilka miesiecy moglem nazywac domem, ale ostatnie dwa lata nie mieszkam nigdzie, wedruje z plecakiem, uwodzony przez rozne sytuacje goszcze pod znajoma i nieznajoma strzecha.

4. Co Cie wkurwia.

Niezwykle rzadko sie wkurwiam, a jak juz sie zdarzy, to zazwyczaj wsciekam sie na samego siebie. Najczesciej kiedy sie orientuje, ze nie nauczylem sie czegos na swoich bledach:)

5. Za czym tesknisz najbardziej.

Za bigosem, pierogami, kiszonymi ogorami i zoladkowa gorzka mietowa (tez troche za miodowa).

Wiecej możecie przeczytać na blogu Pasikonika. Ciekawe jest to, ze jeśli wpiszecie w google zapytanie: jak przebimbać życie?, to blog Pasikonika wyskoczy Wam jako pierwszy:)

http://pasiko.blogspot.com/

sobota, 18 września 2010

Koncowka wyprawy!

Przeziebienie, ktore juz od jakiegos czasu mnie meczy, swoje apogeum osiagnelo w Huaraz. W nocy dopadla mnie temperatura i silny bol gardla. O wycieczce na lodowiec nie moglo byc mowy. Z reszta chlopaki tez sie jakos nie bardzo palili do grubszej aktywnosci. Dzien spedzilismy na lazeniu po miescie i zakupach. Poza tym, byczylismy sie ile tylko bylo mozna. Niestety, czekal nas kolejny nocny transport do Limy. Tym razem wzialem ze soba paracetamol do autobusu i goraczka puscila mnie gdzies w okolicach pierwszej w nocy.

W Limie umowilismy sie z chlopakami na Miraflores. Co okazalo sie byc bledem, bo jest to dzelnica bardzo droga. Mozna w niej spedzic milo czas, jak sie chce poimprezowac. Zadne z nas juz na impreze nie mialo sily ani ochoty, wiec spokojnie moglismy zostac w starej i dobrej Colmenie.

Dzis i tak, jak wstalismy to odrazu przenieslismy sie do centrum. Najpierw sniadanie, potem fryzjer w ekstremalnie niebezpiecznej dzielnicy miasta (za mostem). Jak przechodzilismy przez most, mowie do chlopakow, ze wlasnie wchodzimy do ostrej dzielnicy, po czym odwraca sie do nas miejscowy i krzyczy:
- Hey guys, don't go too far, there is extremely dangerous!

Chlopcy ze znacznie mniejsza ochota towarzyszyli mi w wycieczce do fryzjera. Michal tylko dwa razy jeszcze mnie zapytal, gdzie ten fryzjer dokladnie jest i czy aby nie jest zbyt daleko?

Na Plaza de Armas w Limie spotkalismy polska wycieczke. Wycieczka z biura Logos Tour. Ogromna, chyba liczyla ze 30 osob. To jest dopiero grupa do ogarniecia, tylko ze program w tym przypadku jest najprostszy z mozliwych:)

Teraz probujemy wypalac w kafejce zdjecia, ale nie ma Lukasza, wiec cienko nam idzie rozkodowywanie hiszpanskojezycznego programu!

Jeszcze chyba nigdy nie bylem tak zmeczony pod koniec wyprawy. To fantastyczne, ze juz jutro bede w POLSCE!!!

To jeszcze kilka fotek z Huaraz, z widokami na gory, ktore otaczaja miasto! 









czwartek, 16 września 2010

Huaraz

Przyjechalismy do Huaraz. Jechalismy autobusem nocnym z mysla o tym, zeby wysiasc w Caraz, miejscowosci, ktora lezy poltorej godziny wczesniej. Autobus niestety w ogole sie tam nie zatrzymal. Potem okazalo sie, ze kierowca przespal zjazd do Caraz i z tymi pasazerami, ktorzy mieli tam wysiadac, musial wracac te poltorej godziny. Nam juz sie wracac nie chcialo. W koncu moze to nawet i lepiej, ze od razu tutaj dojechalismy.

Okazalo sie, ze stad tez mozna zrobic Laguny, ktore chcielismy. Miasto jest dosc mocno turystyczne, wiec oszukuja duzo bardziej niz gdzie indziej. Gosc z hotelu juz na samym poczatku chcial nas wrobic w megadrogi prywatny transport, a jak to nie podzialalo, to chociaz w nudna wycieczke. Wreszcie ruszylismy sami. Okazalo sie, ze stanowczo za duzo czasu siedzielismy w Trujillo. Huaraz daje duzo wieksze mozliwosci. Ten kto kocha gory, mialby co tu robic miesiacami. My mamy tylko dwa dni, ale i tak jestem bardzo zadowolony, ze tutaj przyjechalem.

W pierwsza strone do busa weszla mloda Indianka z malym dzieckiem na rekach. Dziecko zaczelo plakac, potem cisza i czuje, ze ciagnie mnie za brode. Indianka zabrania, wiec to znowu w ryk. Uparlo sie na brode bialasa i co mu zrobisz? Strasznie komiczna sytuacja. Niestety, dalej musielismy wynajac prywatny transport, bo colectivo dojezda tylko do Yungay. Umowilismy sie z gosciem na dwie godziny, ze tyle bedzie na nas czekal na miejscu. Potem okazalo sie, ze to troche za malo na spenetrowanie okolicy lagun. Od strony lagun prowadzi bowiem szlak na Pisco, bardzo popularny i dosc prosty szczyt w tej okolicy. Wspinacze czesto traktuja wejscie na Pisco jako aklimatyzacje przed czyms bardziej powaznym. Wielka szkoda, ze nie mamy czasu, aby na niego wejsc. Wiem na pewno, ze jeszcze kiedys bede musial tu wrocic.

W powrotnej drodze zahaczylismy o targowisko w Yungay, niestety juz dogorywalo, poniewaz bylo pozno. Niemniej jednak, mozna bylo zobaczyc jeszcze wiele Indianek w swoich regionalnych, bardzo kolorowych strojach.

Potem jedziemy busem do Huaraz po bardzo dziurawej drodze. Po nieprzespanej nocy jestem tak padniety, ze zasypiam prawie na przednim siedzeniu. Nagle budzi mnie jakis niekontrolowany ruch samochodu w lewa strone. Auto po chwili zatrzymuje sie, a kierowca mowi, ze trzeba bedzie zmienic samochod. Okazalo sie, ze w samochodzie urwalo sie kolo. Jak to dobrze, ze nie stalo sie to na zakrecie i przy wiekszej predkosci, bo mogloby sie skonczyc dachowaniem. Wysiadamy, placimy za polowe drogi i lapiemy nastepny woz. Idzie to jednak opornie, bo wiekszosc jest zaladowana ludzmi do granic mozliwosci. Przy okazji obserwujemy miejscowych, jak sobie daja rade z problemem. W ogole sobie rady nie daja, bo najpierw probuja podniesc kilkutonowe auto przy uzyciu wlasnych miesni. Konczy sie to fiaskiem, wiec postanawiaja ruszyc i sprobowac jechac z tym kolem. Niestety kolo definitywnie odpada, w efekcie czego blokuja ruch na polowie jezdni. Po prostu komedia lepsza niz z Barei.

Wreszcie lapiemy busa. Jakos nam dzis ten dojazd do hotelu nie wychodzi, bo trafiamy jeszcze na kontrole policyjna, ale koniec koncow udalo sie jednak dotrzec.
Na szlaku w kierunku Pisco - kilka zdjec!








Huascarian (najwyzszy szczyt Peru) niestey chmury zaslaniaja jego znaczna czesc!

Rynek w Yungay!
Indianka na zakupach

A to nasz nieszczesny busik z kierowcami jelopami!

środa, 15 września 2010

Postep cywilizacyjny!

Wiele razy podczas tej podrozy nachodzily mnie przemyslenia o zmianach jakie zachodza w Peru. Jest to ogromny kraj, powierzchniowo cztery razy taki jak Polska, a pod wzgledem rozwoju cywilizacyjnego, ciagle jest kilkadziesiat lat za nami. Trzeba jednak przyznac, ze bardzo szybko sie rozwija. Wszedzie buduja nowe dorgi. Nie sa to drogi asfaltowe, chyli takie, do ktorych jestesmy przyzwyczajeni, ale da sie po nich jezdzic. Rozrasta sie siec energetyczna, choc ciagle sa jeszcze miejscowosci, w ktorych nie ma swiatla. Kraj nabiera rozpedu, co wszedzie widac. Jednak nadal, nie moge sobie wyobrazic tego, zyby bylo tutaj normalnie, czyli cywilizowanie. Naprawde jeszcze wiele wody musi uplynac, zanim takie czasy nastapia.

To samo jest w Polsce, tylko, ze na inna skale, poniewaz jestesmy te kilkadziesiat lat do przodu w stosunku do Peru, ale jeszcze kupe lat do tylu w stosunku do Zachodu. Rozwoj Polski widze na przykladzie roznic, ktore dostrzegam teraz, kiedy wyjezdzam na Zachod, a tych, ktore dostrzegalem 14 lat temu, kiedy wyjechalem z Polski po raz pierwszy. Wtedy wydawalo mi sie, ze dzieli nas tak ogromna przepasc, ze nigdy nie da sie jej nadrobic. Teraz widze, ze jest inaczej. Tylko dlaczego tak sie dzieje? Czyzbysmy rzeczywiscie tak szybko sie rozwijali?

Caly swiat rozwija sie w niewiarygodnym tempie. Jeszcze piecdziesiat lat temu wygladal zupelnie inaczej. Czy ktos w latach 60-tych mogl przewidziec, jak swiat bedzie wygladal w tej chwili? Jak bedzie maly i otwarty dla wszystkich swoich mieszkancow? Czy my sami mozemy przewidziec, jak swiat bedzie wygladal za 50 lat? Brakuje mi wyobrazni, zeby sprobowac sobie wymyslec wizje swiata za 50 lat. A to przeciez tak niewiele w stosunku do historii ludzkosci. Dzieje sie tak dlatego, ze postep techniczny postepuje geometrycznie a nie arytmetycznie, co znacznie ulatwialoby wszelkie zalozenia. Kiedys przeczytalem w ksiazce “Hiperprzestrzen” napisanej przez Michio Kaku, ze rozwoj cywilizacyjny nalezy mierzyc poprzez energie, jaka czlowiek jest w stanie wygenerowac. Tam ten rozwoj podzielony zostal na trzy etapy. Pierwszy to ten, kiedy czlowiek nauczy sie wykorzystywac wszelkie zrodla energii ulokowane na ziemi, drugi, kiedy nauczy sie korzystac z tych, ktore znajduja sie w Ukladzie Slonecznym, a trzeci, kiedy bedzie ja pozyskiwal z calego Wszechswiata. Wedlu autora ksiazki, ludzkosc jest w tej chwili w polowie pierwszego.

Moim zdaniem, to bardzo optymistyczna dla ludzkosci teza. Czy faktycznie tak jest i czy ludzkosc w nieskonczonosc bedzie sie rozwijala? Na to pytanie ciezko jest znalezc odpowiedz. Chociaz juz po glebszym zastanowieniu, prawie kazdy z nas, bedzie bardziej sklonny udzielic negatywnej, anizeli pozytywnej odpowiedzi.

Jezeli jednak spojrzec na to w nieco mniejszej skali, to rezultaty naszych rozwazan moga byc rownie ciekawe. Historia pokazuje, ze wszelkie wielkie i bardzo rozwiniete cywilizacje musialy kiedys dobic do swego kresu i skonczyc marnie. Tak bylo z Bizancjum, wielkim Cesarstwem Rzymskiem, czy chociazby Inkami. Warto zastanowic sie nad przyczynami takiego konca. Dlaczego niemozliwe jest stworzenie cywilizacji, ktora nieskonczenie parlaby do przodu?

Przyczyny nalezy upatrywac w ludziach. Jak sie blizej przyjrzec ludziom, to jest zasadnicza roznica w mysleniu ludzi, ktorzy wywodza sie z krajow rozwijajacych sie, a tych, ktore lata swietnosci wlasnie przezywaja. W Stanach Zjednoczonych wszedzie za garami stoja obcokrajowcy. Najgorsze roboty wykonuja albo murzyni, albo przyjezdni. Amerykanin nie tknie sie szmaty i miotly, bo uwaza sie za kogos lepszego. W Polsce, jeszcze tego moze nie widac, ale robi sie podobnie. Uczelnie co roku wypuszczaja rzesze prawnikow i bankowcow, a zawody typu ciesla, albo hydraulik sa w zaniku. Niedlugo tak bedzie, ze hydraulik bedzie zarabial wiecej od prawnika, bo na niego bedzie zapotrzebowanie. To tylko taka dygresyjka w szerszym temacie. Chodzi mianowicie o podejsie do zycia ludzi wywodzacych sie z krajow wysokorozwinietych. W glownej mierze sa to spoleczenstwa nastawione do zycia konsumpcyjnie, chyli w sposob, ktory zmierza do tego, zeby sie dobrze najesc i dobrze zabawic. Ilu ludzi mysli o swoim rozwoju, o tym co dobrego moga zrobic w zyciu, czy co dobrego moga zrobic dla kraju, w ktorym zyja? Praktycznie nikt, bo wszyscy troszcza sie tylko o to, ile moga zarobic i na co te pieniadze moga potem wydac. Sprowadza sie to wszystko, do przejadania tego, co poprzednie pokolenia ciezka praca zbudowaly. Czesto biznesy, a nierzadko tez zawody przechodza z ojca na syna. Ludzie mysla, ze zawsze bedzie dobrze i nie musza juz robic nic, zeby bylo lepiej. To normalne. Tak sie dzialo prawie wszedzie, oczywiscie w roznych wariacjach tego prymitywnego schematu.

Dzis jestesmy swiadkami upadku wielkiego imperium, jakim ciagle sa Stany Zjednoczone. Chiny rosna w sile i brakuje juz bardzo niewiele do tego, kiedy stana sie pierwsza potega swiata. A jak jest z Europa, czy ona zawsze bedzie tak bogata i tak potezna? Szczerze mowiac, nie sadze. Sam sie zastanawiam na tym, co mogloby rozpieprzyc ten caly system. Najprostszym rozwiazaniem jest wojna. Na swiecie mamy pokoj od 65 lat. Daj Boze jeszcze jak najdluzej takiej sielanki. Jednak rozsadnie na to wszystko patrzac, taka sytuacja nie moze trwac wiecznie. Wiadomym jest, ze wojna w dzisiejszych czasach, taka globalna i bez zasad, nie przyniesie nic dobrego. A wrecz moze spelnic sie slynna przepowiednia Einsteina o tym, ze czwarta wojna swiatowa bedzie na kamienie i maczugi. Miejmy nadzieje, ze wojny jeszcze dlugo nie bedzie, a cieszyc nam sie nalezy z tego, ze Polska, jeszcze dlugo bedzie krajem gonicym za najbardziej rozwinietymi cywilizacjami swiata:)

W dalszym ciagu Trujillo!

Co tutaj robic? Ekspedycja sie zakonczyla, wiec odpoczywamy. Kazdy z nas, robi to najlepiej, jak tylko potrafi. Mi juz odpoczywanie dawno sie znudzilo. Wczoraj wybralismy sie z Michalem na zwiedzanie miasta. Na sam poczatek odkrylismy niezly targ, ze wszystkimi gadzetami, ktore juz nikomu sa do zycia niepotrzebne. Strasznie kryminogenne miejsce. Na szczescie duzo policji dookola.

Poza tym, udalismy sie do muzeum zoologicznego. Poszlismy tam z kompletnych nudow, a okazalo sie bardzo ciekawe. Wstep kosztuje tylko dwa sole, a zbior okazow jest naprawde imponujacy. Co ciekawe, rowniez Polacy przyczynili sie do tego, co jest tam zgromadzone. Najciekawsze bylo to, ze pod jedna ze scian muzeum byly rozwalone skamieniale kosci Mastodonta. Kompletnie nikt tego nie pilnuje. Postanowilismy wziac po kosci na pamiatkie w kieszen. Potem idziemy przez Trujillo i rozprawiamy o tym, ze takie cos mozliwe jest tylko w Peru. Potem pytam sie Michala, czy wyobraz sobie to, ze za kilkanascie tysiecy lat, jacys kolesie gdzies w przestrzeni kosmicznej beda niesc nasze skamieliny w kieszenie, zajebane z muzeum? :)

Popoludniu, wybralismy sie na saune. Bardzo ciekawe doswiadczenie. Sauna jest tutaj sucha, jak tez parowa. Ciekawsza jest ta parowa, bo jest w niej spore naczynie z gotujaca sie woda, do ktorej mniej wiecej co pol godziny obsluga przynosi swieze galezie eukaliptusa. Zapach wydzielajacy sie z tych lisci jest po prostu obledny. Cale cialo jeszcze dlugo po wyjsci z sauny pachnie tymi liscmi. Na miejscu mozna zamowic rowniez masaz w atrakcyjnej cenie. Oczywiscie z tego przybytku korzystaja tylko miejscowi, zadnego turysty sie tam nie uswiadczy, wiec sami bylismy niezla tam atrakcja. Miejscowi, kiedy dowiedzieli sie, ze jestesmy z Polski, zaraz zaczeli chwalic sie swoja wiedza o naszym kraju. Kojarzyli tylko Papieza i Grzegorza Late. To niesamowite, jaka popularnoscia cieszy sie ten pilkarz w calej Ameryce Poludniowej.

Zmeczeni juz odpoczywaniem postanowilismy sie rozdzielic. Ja zabieram chlopakow i jedziemy najpierw do Caraz, a potem do Huaraz, czyli alpinistycznej mekki Peru. W piatek spotykamy sie z Lukaszem i Szefem w Limie, ktorzy jeszcze nie wypoczeli wystarczajaco dobrze!

Na zdjeciu ponizej macie 43-letniego Nissana, ktory jest ciagle na chodzie.
A tutaj wlasciciel Nissana z duma pozuje do zdjecia ze swoim pupilem!
A to jego oryginalny silnik. Mysle ze firma Nissan powinna przyznac mu jakas nagrode za eksploatacje tego auta!
Kolejny Latynos w trakcie pracy!
Plaza de Armas!
W muzeum zoologicznym przy wypchanym Kondorze. Teraz dopiero mozecie zobczyc, jak wielkie sa to ptaki!

poniedziałek, 13 września 2010

Chan Chan

W okolicy Trujillo, czyli miasta, w ktorym teraz jestesmy jest polozone najwieksze miasto epoki prekolumbijskiej w Ameryce Poludniowej. Jego nazwa to Chan Chan. Zostalo zbudowane przez cywilizacje Chimu w okolicach 850 roku n.e. Miasto zostalo zbudowane z glinianej cegly, a jego mury zostaly pokryte tynkiem, w ktorym rzezbiono glownie motywy zwierzece (ptaki i ryby). Miasto jest w tej chwili bardzo zagrozone przez erozje spowodowana ulewnymi deszczami, ktore nawiedzaja ten rejon. Generalnie lokalsi walcza o ten zabytek i robia z nim wiecej, niz tylko konserwacje, bo w pewnym stopniu odbudowuja, to co zostalo. Na razie, nie robi to jakiegos ogromnego wrazenia, bo zwiedzajac to miejsce, mozna sie poczuc, jak na wielkim placu budowy. Jednak ogrom tego miasta, moze pobudzic wyobraznie, poniewaz zajmowalo ono 28 km kw., wiec jest naprawde potezne. Ocenia sie, ze w okresie, kiedy cywlizacja Chimu zostala podbita przez Inkow, czyli w XV wieku, w miescie zamieszkiwalo okolo 30 tys. ludzi.

Miasto jest ciekawe ze wzgledu na sposob w jakis zostalo zbudowane. Ludzie uzywali tego co mieli do jego budowy, czyli gliny i piasku. Do tej pory zwiedzalismy miasta zbudowane z kamienia, poniewaz, w gorach nie brakuje tego budulca. Tutaj jestesmy nad oceanem, gdzie dominuje piasek. Niestety, taka budowla z piasku jest raczej malo odporna na czas, wiec dziwie sie bardzo, ze w ogole cokoliwiek zostalo do czasow wspolczenych. Poza tym jest dosc malo efektywna wizualnie i strasznie monotonna kolorystycznie:)

Niemniej jednak, niesamowita atrakcja tego rejonu jest to, ze wystarczy wyjsca paredziesiat metrow poza obiekty dostepne do zwiedzania turystycznego, zeby wejsc w czesc miasta zupelnie otwarta i jeszcze do konca nie zbadana przez archeologow. Powierzchania tego miejsca jest tak duza, ze ogrodzono i udostepniono do regularnego zwiedzania tylko mala jej czesc. Reszta pozostala w takim stanie, w jakim zostala odkryta. Tzn. ciagle trwaja badania i widac, ze archeolodzy zakladaja coraz to nowe stanowiska, ale ogrom roboty, najwyrazniej ich przerasta. Atrakcyjne jest to, ze jezeli odejdziemy troche tylko w bok, to bez trudu mozemy odnalezc fragmenty ceramiki kultury Chimu, walajace sie na ziemi. Jest tego tyle, ze moznaby ja sprowadzac na kilogramy. My nie mielismy duzo czasu na eksploracje, bo generlanie jestesmy juz znudzeni takmi miejscami, ale zawsze troche pogrzebalismy i cos dla siebie wygrzebalismy. Taki kawalek ceramiki, majacy ponad 1000 lat, to zawsze gratka! Zeby znalezc cale naczynie trzebaby spedzic tutaj duzo wiecej czasu, lecz nie wykluczam takej mozliwosci. W takim przypadku, duza konkurencje stanowia miejscowi zbieracze, ktorzy potem sprzedaja odnalezione przedmioty na czarnym rynku. W Peru taki proceder jest bardzo surowo karany, wiec nie jest latwo dotrzec do takich sprzedawcow. Trujillo stanowi mekke nielegalnego handlu artefaktami. Duzo ludzi o tym wie, szczegolnie kolekcjonerow. Poniewaz ludzie z calego swiata przyjezdzaja tutaj w poszukiwaniu prawdziwych cacuszek, wyksztalcil sie rynek zwyklych hosztaplerow, czyli ludzi, ktorzy produkuja doskonalej jakosci podroby przedmiotow z tamtego okresu. Ocenia sie, ze nawet ponad 80% roznego rodzaju przedmiotow sprzedawanych na czarnym rynku nie jest oryginalna.

Na wejscie do miasta, nalezy kupic bilet wstepu za 11 soli. Na ten bilet mozna wejsc do jeszcze trzech innych obektow. Dwoch mniejszych swiatyn z tamtego okresu, jak rowniez muzeum poswieconemu cywilizacji Chimu i Moche. Bylem, widzialem i w mojej ocenie obiekty te nie sa warte uwagi, jak ktos sobie je daruje z harmonogramu wycieczki, to kompletnie nic nie straci!

A tak to wyglada w rzeczywistosci!









sobota, 11 września 2010

Wodospad Gocta!

Wodospad Gocta jest o tyle ciekawym wodospadem, ze jako jeden z najwiekszych na swiecie zostal odkryty bardzo pozno, bo dopiero w 2002 roku. Wedle roznych statystyk jest wymieniany na trzecim ,badz piatym miejscu na swiecie pod wzgledem wysokosci. Wszystko za sprawa dwoch norweskich wodospadow, ktorych wysokosc jest kontrowersyjna. Ostatnio na wikipedii znalazlem informacje, ze w samym Peru sa dwa jeszcze wyzsze wodospady. Nigdzie indziej jednak o tym nie slyszalem, wiec jest to dosc watpliwe. W kazdym badz razie, piate miejsce na swiecie robi wrazenie!

Sam wodospad, juz niestety robi mniejsze wrazenie. Przede wszystkim trafilismy na okres, kiedy bylo dosc malo wody. A poza tym, to jest mala wyjebka z tym wodospadem, polegajaca na tym, ze sklada sie on z dwoch kaskad, ktore sa przedzielone wyraznym, a nawet dosc pokaznych rozmiarow progiem. Nie jestem geografem i nie bede sie sprzeczal, ale moim zdaniem, w takich przypadkach, powinno sie liczyc wysokosc jednej, najwyzszej kaskady, jako wysokosc calego wodospadu.

Jakim cudem to cacuszko uchowalo sie az tak dlugo? Dokladnie niewiadomo. Oczywiscie miejscowi wiedzieli o wodospadzie, ale kto z nich zawracalby sobie dupe jakims wodospadem. Maja inne sprawy na glowie, jak chocby praca w polu, czy lezenie do gory pepem. Do tego dochodza jeszcze wszelkie wierzenia miejscowej ludnosci. Niektorzy eksperci, utozsamiaja ten wodospad z tym samym, na ktorego Inkowie zabraniali nawet patrzec. Kto spojrzal na ten wodospad byl karany smiercia. Wszystko z tego powodu, ze mialo to byc ulubione miejsce bogow, niejako zarezerwowane jedynie dla nich. Do tego wszystkiego dochodzila jeszcze legenda, ze pod wodospadem mieszka syrena, ktora kazdego kto na nia spojrzy karze za to smiercia. Mysle, ze wszystkie te powody splotly sie na to, ze dla swiata, wodospad ten byl nieznany az tak dlugo. Wyprawy w ten teren zapuszczaja sie raczej rzadko. Glownie skupiaja sie na poludniowym Peru, gdzie jest wieksze pole do manewru i sa teoretycznie wieksze mozliwosci eksplorerskie.

My wymyslilismy swoja  teorie, na temat tego wodospadu. A mianowicie, Instytut Kultury w Limie, zastanawial sie jak ma rozreklamowac ten teren, zeby rozkrecic turystyke w regionie. Stwierdzili, ze wszystkie te zabytki, ktore maja w okolicy sa raczej cienkie, ze tylko jakis cud natury moglby przyciagnac rzesze turystow. Zabrali odrobine kasy, ktora co roku splywa z zyskow z Machu Picchu i wybudowali ogromna rure, z ktorej puscili wode i okrzykneli ten ciek, jednym z najwyzszych wodospadow swiata. Kampania reklamowa wodospadu jest bardzo szeroka, jednak turysci nie przyjezdzaja tak czesto, jakby sobie goscie z Limy tego zyczyli, wiec czasem przykrecaja kurek z woda, bo juz nawet zyski z Machu Picchu nie wydalaja na te atrakcje. Tak tez bylo z nami, dla pieciu turystow z Polski przeciez nie oplaca sie odkrecac kurka na calego! :(

Tutaj, jedna Peruwianka wynajela konia, zeby podjechac na nim pod sam wodospad. Specjalnie dla niej wyniesiono krzeslo, zeby jakos na tego konia wsiadla. Ledwie dala rade. Ostatecznie, to facet ja na niego wsadzil. W koncu spotkalismy cala jej  ekipe w drodze powrotnej z wodospadu, szla juz piechota a konie zostawili wszyscy na miejscu:)
Wodospad Gocta z daleka. Szlak podchodzi pod sam wodospad, na dno doliny, gdzie juz niestety nie ma mozliwosci zobaczenia gornej kaskady.






A to jest maszyna do wyciskania soku z trzciny cukrowej!
A tak wlasnie wyglada glowne zajecie Latynosow!

Syrena mieszkajaca na dole wodospadu, w prawdzie pozwolila nam pozyc jeszcze troche, ale ogolocila nas za kare, ze odwazylismy sie spojrzec na ten cud natury!