wtorek, 1 września 2009

Ciudad Bolivar

Architektura miasta.


Takie sie tutaj lowi ryby

Slynna rzeka Orinoko w tle!

A tak stloczeni dzis jechalismy, niestety nie bylo wystarczajaco miejsca do zrobienia dobrego zdjecia, ale w rzeczywistosci na tylnym siedzeniu bylo piec osob, bo z lewej strony siedzi jeszcze Andrzej a na nas lezy Krzysiek.

Andrzej od lewej, w srodku Ania a po prawej jej maz Andrzej.


Po calonocnej podrozy dotarlismy do tego miasta. Nie jest ono niczym szczegolnym i pewnie zaden turysta by tutaj nigdy nie zajrzal, gdyby nie fakt, ze stanowi baze wypadowa do najwyzszego wodospadu swiata jakim jest Wodospad Angel. A przeciez nie mozna byc w Wenezueli i nie zobaczyc tego wodospadu. Wycieczki nad ten prawdziwy cud natura sa niezwykle drogie, poniewaz trzeba wynajac awionetke, aby w miare szybko do niego dotrzec. Inna opcja, to wyprawa przez dzungle, ktora pochlonelaby 10 dni i rowniez mase forsy. My juz nie mamy 10 dni, wiec musimy wybrac opcje z awionetka.

W Wenezueli juz nie nazywaja glownych placow w miescie Plaza de Armas. Tutaj takie place nazywane sa Plaza de Bolivar, na czesc najwiekszego wodza wszech czasow, ktory wyzwolil cala Ameryke spod wladzy okrutnych ciemiezycieli. Bolivar tutaj jest niezwykle powazany. Do tej pory jest tak, ze jezeli ktos planuje jakis zamach stanu lub inna tego typu afere, to oglasza sie nastepca samego Bolivara, aby zdobyc jak najwiecej sprzymierzencow.

Po przyjezdzie do miasta Lukaszek odrazu zorganizowal taksowke. Facet mial 24-letniego Forda Granada - swietna maszyna. Na pytanie Lukasza o to, czy da rade zabrac wszystkich na raz, odpowiedzial – zobaczymy. Spodobalo mi sie jego podejscie do sprawy, z reszta naszym wspoltowarzyszom podrozy tez. Okazalo sie, ze zmiescilismy sie na luzie do tego cacka, jeszcze nawet mielismy miejsce na wziecie lebkow z ulicy. Jednak, jak to na porzadnego taksowkarza przystalo, nasz juz nam tego nie proponowal.

Niestety z uwagi na fakt, ze kierowca naszego nocnego autobusu, albo z powodu zmeczenie albo nieznajomosci trasy ciagle ja gubil, do celu dotarlismy z ponad 3 godzinny opoznieniem. Zatem, na miejscu okazalo sie, ze nie mozemy znalezc lotu na ten sam dzien. W koncu sie to jakos udalo, jednak kolektywnie postanowilismy pozostac jeden dzien w tym fantastycznym miescie i dlatego mam teraz czas, aby nadrobic postowe zaleglosci.

Plan na dzis jest prosty, najpierw zwiedzanie, potem zakupy i wieczorna zabawa. Oj, czuje, ze dzisiaj sie niezle zabawimy, bo to przeciez koncem podrozy zapachnialo. Trzeba jacos o tym zapomniec a sposob jest tylko jeden:)

Jak to dobrze, ze znalazlem szybkiego neta, bo tak z fotek bylyby nici. Na poprzednim juz myslalem, ze sie wykoncze. Mam nadzieje, ze to docenicie i bedziecie trzymali za mnie kciuki, zeby chlopaki nie wykonczyli mnie podczas dzisiejszej biesiady:)

2 komentarze:

  1. e tam, przyjedź na kacu w oparach poludniowoamerykańskiej wódy ! :))

    OdpowiedzUsuń
  2. Impreza byla niezla, na szczescie jakos ja przetrwalem.

    OdpowiedzUsuń