piątek, 4 września 2009

Salto Angel

Zaczelo sie od tego, ze zarekwirowano nasze trunkowe zapasy na lotnisku. Rozwscieczyli mnie tym bardzo, glownie dlatego, ze z okazji konca podrozy przestalismy oszczedzac i zakupilismy duzo przedniejszy alkohol niz to drzewiej bywalo. Te matoly z obslugi celnej jak to zobaczyly, to oczywiscie nie bylo zadnej dyskusji, rekwiruja i koniec. Mowi sie trudno, jednak nastroj mialem minorowy. Wchodze do tej awionetki, ktora sie okazal stary samolot Cesna. Moze do niego wejsc 7 osob plus pilot. Przypada mi miejsce na samym koncu, nie jest najgorzej, ale zartuje, ze wolalbym siedziec na miejscu drugiego pilota. Nie ma z nami Lukasza, nie rozumiem o czym gadaja obaj piloci, jednak odnosze wrazenie, ze dziadek uczy mlodego latania. Nie podoba mi sie to i zaczynam odczuwac lekki niepokoj. Wreszcie odpalamy silnik i wjezdzamy na pas startowy. Po kilku minutach samolot sie zatrzymuje i dziadek mowi, ze tyl jest za ciezki i musimy przeniesc nieco bagazu do przodu. Ok, wracamy, zmieniamy nasze usadowienie wedlug instrukcji dziadka. Ten jednak nadal kreci glowa i mowi, ze cos nie gra. Wreszcie decyduje, ze sam zostanie na miejscu, a mnie sadza na swoje miejsce obok pilota. Mozecie sobie wyobrazic moja ekscytacje. Odrazu lapie za ster i chce, zeby mi zrobili zdjecie. Mlody pilot patrzy z przerazeniem i blaga, zebym tego wiecej nie robil. Moje szczescie ze zdobytego miejsca jest tak duze, ze juz nawet nie oponuje.

Lot jest fantastyczny. Leci sie na niewysokim pulapie. Mozna widziec ogrom rzeki Orinoko pod soba, ktora z gory wyglada niemal jak ocean a nie rzeka. Mozna takze obserwowac pobliskie tepui i niesamowite polacie zielonej dzungli pod nami. Lot trwa godzine i 10 minut. Cesna porusza sie z predkoscia 120 mil na godzine i ma srednie spalanie 18 galonow na godzine. Ma dwa baki po 40 galonow, wiec latwo policzyc, ze na luzie moze robic czterogodzinne loty. Nieco mnie to wszystko uspokaja, jak do tego dochodze z informacji odkodowanych ze wskaznikow przed soba. A pierwsza ionformacja na jaka trafilem na desce rozdzielczej byl licznik wylatanych godzin, ktory pokazywal niemal 4000, co wydalo mi sie bardzo duza iloscia jak na taki samolot. Pilotaz takiego malenstwa nie wydaje sie byc niczym nader skomplikowanym, chociaz jak wyobrazilem sobie jak gasnie jedyny silnik, jaki posiada ten samolot, to poczulem sie nieco nieswojo i odrazu uswiadomilem sobie fakt, ze nie chce byc pilotem:)

Dolecielismy do Canaimy, malego miasteczka w srodku dzungli. Tutaj krotkie spotkanie organizacyjne i wsiadamy do lodzi, zeby jeszcze tego samego dnia dotrzec pod wodospad. Zle zrozumialem przewodnika i podroz strasznie mi sie dluzyla. Bylem przygotowany na godzine podrozy, a okazalo sie, ze plyniemy prawie cztery. Do pokonania mielismy jakiesc 80 kilometrow lodzia pod prad. Lodz bez dachu, lawki drewniane, dupsko boli jak nie wiem, a tutaj nie bardzo jest jak zmienic pozycje. Prad rzeki jest bardzo silny i co chwile grozi nam wywrotka. Przewodnik wczsniej poinformowal nas o tym, zebysmy zostawili w obozie wszystkie cenne rzeczy, bo mozemy sie wywrocic i je stracic. Wydawalo mi sie to zwyczajnym pieprzeniem pod turystow dla podgrzania atmosfery. Szybko okazalo sie jednak, ze tak nie jest, bo juz w drodze na lodz Lukaszek opowiadal, ze jego kumpel, jak tu byl, to zaliczyl wlasnie taka wywrotke. Prad jest naprawde silny, po drodze jest wiele glazow, droge trzeba znac doskonale, jezeli sie nie chce rozbic lodzi. Mniej wiecej w polowie dopada nas tropikalny deszcz. Mam niesamowitego pecha, bo przez prawie dwa miesiace podrozy tachalem ze soba dosc ciezkie wojskowe ponczo - nie przydalo mi sie ani razu. Teraz pierwszy raz postanowilem go nie zabierac, jako, ze deszcz wydal mi sie malo realny. Przemoklem do suchej nitki. Zdjalem spodnie i wlozylem je pod kamizalke ratunkowa ale na nic sie to zdalo. Deszcz w tropiku po prostu trzeba zobaczyc, nie przypomina on deszczu tylko raczej lanie calymi wiadrami wody z gory. Nieraz jest taka sciana wody lecaca z nieba, ze nawet nie mozna zobaczyc co jest kilka metrow dalej. Jakos to jednak trzeba bylo przetrwac, a poza tym pocieszajaca dla mnie byla mysl, ze potem bedzie co wspominac. Lukaszek wyglada na zmeczonego podroza, wiec mowie mu, zeby sobie wyobrazil, ze taka lodzia mamy plynac przez 12 dni. Wreszcie jest koniec tej podrozy, a na miejscu w obozie ognisko przy ktorym mozna wysuszyc rzeczy. Przy tym ognisku przygotowywane sa dla nas kurczaki w ciekawy sposob. A mianowicie sa nabite na patyki, ktore skolei sa wbite pod kontem w ziemie. Nigdy wczesniej tego nie widzialem, bede musial wyprobowac to na skalkach, bo kurczaki potem smakuja wysmienicie.

Na sam wodospad musimy wstac wczesnie rano, o 3.50. Nie cierpie tak rano wstawac i pomysl wydaje mi sie poroniony, jednak wstaje sie tak wczesnie zeby zobaczyc wodospad bez mgiel. Trzeba w nocy przeplynac rzeke i idzie sie w gore przez dzungle ponad godzine. Jestem wkurzony, bo mysle, ze idziemy na wschod slonca, a z doswiadczenia wiem, ze taki wschody sa do dupy. Jednak okazuje sie to trafna decyzja. Co prawda wschod slonca dopada nas jeszcze w dzungli, jednak sam wodospad jest przepiekny. Mamy szczescie, ze padalo, bo z gory wali sie niesamowita ilosc wody. Poza tym w miare jak slonce wstaje tworzy sie niesamowita tecza. Przepiekne barwy, tecza jest ogromna, nie mowiac o samy wodospadzie. Nie spodziewalem sie, ze jest tak piekny. W tej podrozy moge go porownac tylko z Choquequirao, ktore zrobilo na mnie tak niesamowite wrazenie. Szkoda, ze czas podziwnia wodospadu jest ograniczony, moglbym sie gapic na niego przez caly dzien. Jego wysokosc to 984 metry. Niestety jest zbyt duzo wody, zeby sie pod nim kapac. Byloby to zbyt niebezpieczne, dlatego na kapìel jedziemy pod inny wodospad. Ale o tym w dalszej relacji. Zdjec zrobilem cala mase, jednak pisze z Canaimy, w ktorej jest tylko jeden internet. Oczywiscie niesamowicie wolny, dlatego nie mam mozliwosci zamieszczenia nawet jednej fotki.

3 komentarze:

  1. eee, zapasy alkoholu, trzeba było zabrać w sobie, wtedy by wam nie zarekwirowali :))

    OdpowiedzUsuń
  2. widzieliśmy właśnie na youtube :
    http://www.youtube.com/watch?v=yEztVvy3G_4&NR=1
    wygląda bajecznie!

    OdpowiedzUsuń
  3. Niestety nie zalapalem sie na samolot do Ciudad Bolivar i ciagle jestem w Canimie, dlatego internet mam na tyle wolny, ze nie ma mowy o youtube. Nastepny samolot za dwie godziny, dlatego mam nieco czasu.

    OdpowiedzUsuń