poniedziałek, 20 lipca 2009

Buenos Aires

Tu sie mozna uczyc tanczyc.
Cmentarz Recolecta, warta uwagi pozycja.


Miasto nieco mnie rozczarowalo, ale to pewnie dlatego, ze spedzilem w nim za malo czasu. Ta Wloszka z samolotu zapytala mnie o to, jakie mam oczekiwania w stosunku do tego miasta, nie wiedzialem co odpowiedziec, ale glownie chodzilo mi o specyficzna atmosfere i klimat. Miasto jest ogromne, o jego wielkosci niech swiadczy tylko to, ze z lotniska do centrum jedzie sie autobusem prawie dwie godziny. Taksowka kosztuje 50 razy tyle co autobus. Bardzo chcialem zobaczyc Tango show, jednak bylem bardzo wczesnie, poza tym jest zima (7 stopni Celcjusza).

Zwiedzanie zaczalem od Plaza de Mayo. Potem udalem sie na slynny cmentarz Recolecta z grobem Evity. Przyszla kolej na slynna ulice Florida, ktora okazala sie byc zwyklym turystycznyn deptakiem z drogimi butikami i calym tym turystycznym bajzlem. Szybko stamtad ucieklem i zaraz potem trafilem do bardzo przyjemnej knajpki dla lokalsow. Pod sciana stal grill z kilkunastoma rodzajami mies. Oczywiscie nikt nie mowil po angielsku, lecz ludzie byli bardzo mili i na migi bez problema zamowilem sobie steka z winem. Ciekawe jest to, ze tutaj wino serwuja z woda mineralna do popicia. Jest to bardzo fajny wynalazek, bo po czerwonym wytrawnym winie zawsze pozostaje w ustach nie do konca przyjemna goryczka (znawcy zaraz powiedza, ze wszystko zalezy od wina). Local byl zdecydowanie obskurny, jednak wina nie serwuje sie tutaj z kartonu, czy plastikowego baniaka ale z normalnych korkowanych butelek.

W powrotnej drodze postanowilem skorzystac z metra. Byla to bardzo trafna decyzja. Otoz metro tutaj jest zabykowe, zalicza sie do jednych z najstarszych na swiecie. Ma kilka linni, choc w porownaniu do wielkosci miasta jest raczej slabo rozwiniete. Jednak posiada niespotykany nigdzie indziej klimat. W srodku sa ogromne wiatraki, ktore sluza za klimatyzery. Sciany sa wylozone mosaica przedstawiajaca rozne kolorowe obrazki. Jest bardzo tanie i ciagle szybkie. Akurat trafilem na agitacje, polegala ona na tym, ze w wagonie byl facet z glosnikiem i mikrofonem i z wielkiem zaangazowaniem przemawial do ludzi. Poza mna chyba nikt na niego nie zwracal uwagi, ciekaw jestem o czym opowiadal. W ogole w Ameryce Poludniowej poza samym Buenos Aires metro, z tego co mi wiadomo, jest jeszcze tylko w jednym miescie. Dlatego ten kto bedzie w Buenos musi koniecznie przejechac sie metrem.

Podsumowujac, miasto jest tak duze, ze trzeba znacznie wiecej czasu, zeby je choc powierzchownie poznac. Trzeba by pojechac do dzielnicy La Boca, gdzie jest stadion druzyny Boca Juniors. Gral w niej kiedys sam Diego Armando Maradona, ktory mimo niechlubnej wpadki z dopingiem pod koniec swojej kariery nadal jest tutaj uznawany za Boga. W ogole pilka nozna jest sportem wiecej niz narodowym w Argentynie. Jadac z lotniska widzialem niezliczona ilosc boisk, takich zwyczajnych, tylko dwie zbite z zerdzi bramki i nic wiecej. Jednak w pilke tutaj graja juz maluchy. Jak zaczyna dzieciak tylko biegac, to ojciec juz mu rzuca pilke i z rozmarzonym wzrokiem obserwuje syna, majac nadzieje, ze wyrosnie z niego glowny napastnik lokalnej druzyny, a jak los pozwoli to moze i sam nastepca boskiego Diego.

Poza tym nie bylem w przepieknej dzielnicy Palermo, kluczowym miejscu do zobaczenia w tym miescie. Koniecznie trzeba rowniez odwiedzis choc kilka szkol Tanga.

Miasto jest raczej biene. Dominuja w nim ludzie, ktorych okreslibym jako klase srednia, poprzez dominuja mam na mysli to, ze inne klasy widzi sie raczej rzadko. Co ciekawe ceny oznaczaja tak jakby byly w dolarach, wiec najpierw wydalo mi sie piekielnie drogo, dopiero kiedy odkrylem, ze pomimo oznaczenie U$S, chodzi o argetynskie pesso, wszystko okazalo sie bardzo tanie. Kiedys chetnie wroce do tego miasta, mysle, ze sie nie zawiade.

2 komentarze:

  1. Piszesz, że jest tanio, to podaj jakieś przykładowe ceny dla porównania z polskimi. Np. ile kosztował posiłek w tej obskurnej grillowni, ile kosztuje przejazd metrem itp.

    OdpowiedzUsuń
  2. Pisze ten komentarz już po powrocie z całej wyprawy, więc nie pamiętam dokładnie. Jednak na jeden dzień w Buenos wymieniłem sobie 20 dolców i nie wydałem wszystkiego. Stek z winem kosztował jakieś 12 peso, co jest równowartością 3 dolarów. A metro z tego co pamiętam kosztuje 1.5 peso, czyli jakieś 40 centów. Już teraz wiem, że Argentyna jest sporo droższa od Peru, czy Boliwii, jednak te dwa kraje są najtańsze w całej AP. W każdym bądź razie jest to kraj w dalszym ciągu tani dla nas.

    OdpowiedzUsuń