poniedziałek, 20 lipca 2009

La Paz

Tak jest w dzien, w nocy ulice sa puste!
Miasto jest pieknie polozone i robi ogromne wrazenie zarowno w dzien jak i w nocy.

To miaste to dopiero cos. Nie wiem kto je budowalem ale musial miec niezla wyobraznie. Lotnisko miesci sie na 4300 i jest najwyzej polozonym lotniskiem swiata. Juz jak sie wysiada z samolotu to czuc nie tylko zimno ale tez trudno zlapac oddech. Oczywiscie Lukaszek po mnie nie wyszedl i w srodku nocy musialem sie zatroszczyc o taksowke. Pierwszy facet jaki do mnie podszedl mial ze dwa metro wzrostu i byl poteznej budowy ciala. Oczywiscie odstrzelilem go odrazu, ale to on poddal mi mysl, zeby wybrac najmniejszego. Tak sie tez stalo. Koles otwiera bagaznik na plecak, ja mowie, ze plecak idzie do srodka. Wsiadam, zamykam wszystkie drzwi i jedziemy. No coz, przypomnialy mi sie wszystkie przestrogi jakie tu slyszalem o porwaniach, jednak przeciez nie bede kimal na lotnisku. Wpradzie mam noz w kieszeni i mysl o nim dodaje mi nieco animuszu, jednak w grucnie rzeczy w rzeczywistej akcji mogloby sie okazac, ze nie potrafie zrobic z niego wlasciwego uzytku. Na szczesie facet grzecznie dowozi mnie na miejsce. A TU ZONK. Wale ile pary w rekach w zamkniete drzwi hotelu i nic, nikt nie otwiera. Coraz bardziej tym fakem sfrustrowany zaczynam kopac, Nadal nic. Wreszcie po dlugiej walce poddaje sie i wyruszam na poszukiwania nowego lokum. Hoteli w kolo jest duzo, tyle tylko ze wszystkie zamkniete na trzy spusty. Po miescie kreca sie jakies dziwne typy w zapijaczonym stanie, gdzieniegdzie przemknie jakis turysta, jednak atmosfera jest najdelikatniej mowiac nieciekawa. Wreszcie trafiam na wieksza ekipe turystow, jednak nie moga mnie przygranac, wiec wale do nastepnego hotelu. Tym razem mam szczescie. Otwieraja sie drzwi. Facet mowi 90 boliwianos za noc. Nie znam nawet kursu, wiec pytam ile to dolaroiw, mowi ze 14 wiec ja mowie 10, ten pokazuje mi drzwi – sila negocjacji. Ulegam, nie mam najmniejszej ochoty na krecenie sie po tym miescie o tej porze z plecakiem na karku. Wyjmuje dolary, a ten nie chce onich slyszec i wywala mnie z hotelu. Musialem sie naprawde wysilic zeby go jednak przekonac, ze jutro zaplace w tych jego ukochanych bolivianos. Wysokosc na jakiej teraz jestem to 3600 m. npm, probowalem wypic przed zasnieciem piwo, jednak sie nie dalo. Bol glowy sie rozpoczal na dobre i tak trwal juz do rana. Nie byla to udana noc. Co godzine patrzylem na zegarek. Wreszcie o szostej sie zerwalem i pomyslalem, ze czas na kapiel. Trzeba wyjsc na interenet, ale tu wszystko zamkniete. Pomyslalem ze pojde do hotelu gdzie mial byc Lukasz, moze jest juz otwarty? Ide w jego kierunku a tutaj na wprost mnie idzie Dorota. Dopada mnie, obsciskuje i mowi, ze juz mysleli, ze mnie porwali. Kaze mi biec do Lukasza, bo tam juz mnie szukaja i ze zaraz wyjezdzamy na wycieczke. Ja nie moge biec, bo zadyszka straszna, poza tym ten bol glowy. Jakos docieram do Lukaszka, po cieplym przywitaniu ten mnie informuje, ze szlyszeli moje walenie, ale nie chcialo im sie wstawac i mysleli ze gosc z hotelu mnie wreszcie wpuscil. No coz, jego optymizm mnie czasem rozbraja, ale w sumie go rozumiem, mial wazniejsze rzeczy na glowie. A teraz ruszamy na wycieczke! Po raz kolejny mialem niesamowite szczescie. Na ulicy spotkalem Dorote, w przeciwnym razie stracilbym wycieczke i spotkal sie z nimi dopiero wieczorem.

La Paz to ogromne miaste, polozone przepieknie, jeszcze czegos takiego nigdy nie widzialem. Mysle ze nie da sie porownac z zadnym innym, no moze jedynie z samym Rio, ale tam jeszcze nie bylem. Jest polozone w ogromnej dolinie, w nocy robi niesamowite wrazenie, jedziesz samochodem i widzisz morze swiatel pod soba - cos naprawde urzekajacego. Jest tez duzo biedniejsze niz Buenos, biede widac na kazdym kroku. Pelno smieci tak jak na smietnikowy kraj przystalo. Poza duza przestepczoscia problemem sa rowniez watahy psow krecacych sie po miescie, podobno potrafia atakowac ludzi, wiec trzeba na nie uwazac. Na pewno jest to jedno z ciekawszych miast w jakich bylem, na jego glebsza eksploracje przyjdzie jeszcze pora, wiec moze wtedy napisze cos wiecej. Jednak na razie wysokosc mnie rozbraja, nie wiem jak sobie poradze z Huayana Potosí. Bo na razie leb mi peka, komu przyszlo do glowy wybudowanie miasta na 4000 m npm. Najdrozsze dzielnice sa te, ktore leza najnizej. A wyobrazancie sobie jaki musi byc kac na takiej wysokosci, ja nawet nie produje sobie tego wyobrazic. W Indochinach duzo pilismy, bo tam takie zjawisko jak kac w ogole nie wystepowalo, chcac kontynuowac tamtejszy styl zycia tutaj bysmy po prostu umarli!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz