W Chile poza samym San Pedro de Atacama, ktore jest miastem wylacznie turystycznym i bardzo drogim bylismy rowniez w Arica i Calamie. Arica to miasto lezace na Oceanem Spokojnym, wiec nie moglismy sobie odmowic przyjemnosci spaceru po plazy. Woda tu jest zimna, plaza nie szczegolnie ciekawa, wiec zadne z nas nie mialo ochoty na kapiel. Calama zrobila na mnie najlepsze wrazenie. Jest to male miasteczko, jednak jak sie nim spaceruje ma sie wrazenie, jakby sie bylo w Stanach. Jest to naprawde bogaty kraj, co widac na kazdym kroku. Na wstepne uczczenie mojego egzaminu wybralem oczywiscie lokal dla miejscowych. Taka miejscowa speluna, w ktorej dwie obce dziewczyny, z ktorych jeszcze w dodatku jedna jest blondynka wywolaly niemalo sensacje. Zaczelo sie od ogolnych zaczepek, potem ludzie podchodzili do stolika, a co najlepsze zaczeli stawiac nam piwo. Skonczylo sie to tak, ze o maly wlos nie zdazylismy na nocny autobus, na ktory mielismy juz kupione bilety. Jak zwykle wskoczylismy w ostaniej minucie. W Chile autobusy to odrebny temat, sa mege wygodne. Jest kilka telewizorow, kazdy ma sluchawki do ogladania jak w samolocie, wiec jak ktos nie chce to nie musi ogladac. Poza tym caly czas kreci sie facet i doglada wszystkich pasazerow, chce zeby czuli sie jak najbardziej komfortowa. Nakrywa kocykiem, podklada jasiek, jak trzeba to zaslania okno. Zupelnie inaczej niz w Peru. Tutaj jazda autobusem to zupelnie odrebne przezycie. Pomijajac sam komfort tej jazdy, ktory pozostawia wiele do zyczenia, to musze napisac o nieznanym do tej pory dla mnie zjawisku, jakim sa miejscowi sprzedawcy autobusowi. Sa to prawdziwi artysci, wchodza do autobusu, daleko przed miastem docelowy i rozpoczynaja swoje przemowienie. Kazdy ma inne, kazdy sprzedaje co innego. Maja donosny glos, modeluja go, gestykuluja, pracuja mimika twarzy. Jest to naprawde sztuka. Taka perrora trwa przynajmniej pol godziny. Facet mowi - drodzy pasazerowie ja nie przychodze zeby Wam cokolwiek sprzedac, sluze Wam rada i pomoca, czy wiece co mnie spotkalo w zyciu, otoz bardzo powaznie zachorowalem. Tutaj opowiada ze szczegolami o straszliwej chorobie jaka go spotkala, ze np. mial robaka w brzuchu. Potem przestrzega przed lekcewazeniem wlasnego zdrowia, daje ogolne rady odnosnie odzywiania, sportow itd. Potem mowi jakie sa pierwsze symptomy jego choroby, ze sa nimi spuchniete nogi, swedzenie dloni, czy ogolne zmeczenie. Wszyscy je oczywiscie maja. Wreszcie mowi o dzisiejszym swiecie, rozwoju wspolczesnej medycyny i zbawiennego srodka, w ktorego jest posiadaniu. Nie namawia do jego zakupu, choc uwaza, ze grzechem by bylo nie skorzystac z takiej szansy i nie kupic go bezposrednio od niego. Choroba moze sie rozwinac w kazdej chwili, itd. potem kupuje ten stodek 90 procent pasazerow autobusu. Niesamowity marketing, nasi handlowcy przy tym to nic.
A te 10% pasażerów, którzy nie kupili, to pewnikiem turyści z Polski?
OdpowiedzUsuń