wtorek, 28 lipca 2009

Puno

Niestety z uwagi na ograniczenie czasowe musialem zrezygnowac ze wspinaczki na Chachani, ale co sie odwlecze, to nie uciecze. Z samego rana udalismy sie na terminal autobusowy w Arequipie. Okazalo sie, ze pogoda na tyle sie sknocila, ze zadne autobusy nie odjezdzaja do Puno, poniewaz spadl duzy snieg i droga jest nieprzejezdna. Musimy czekac, dobrze ze nie wybralem sie w gory, bo pogoda nie pozwolilaby na wiele. W poczekalni udalismy sie do baru i tam spotkalem dwoch sympatycznych Polakow. Okazalo sie, ze poza tym ze sa sympatycznie, sa jeszcze szaleni, bo w trzy tygodnie postanowili pokonac trase ladem miedzy Buenos Aires a Caracas, to po prostu ogromna odleglosc. Chlopaki prawie caly czas spedzaja w autobusach. Jednak na rozmowie z nimi szybko nam minal czas i wreszcie Anna uslyszala, ze nasz autobus jest gotowy do odjazdu. Autobus jedzie bardzo wolno, bo wspina sie pod gore. Poza nami jedzie jeszcze tylko trojka turystow. Za oknem bialo od sniegu, zima zawitala tu na dobre. W srodku jest przerazliwie zimno, ale takie sa wlasnie uroki podrozowania. W Puno jestesmy juz po zmroku, biore cos na p0dobienstwo azjatyckiego tuk-tuka zamiast taksowki, zeby sprawic Annie przyjemnosc, bo jeszcze nigdy czyms takim nie jechala. Miasto jest wieksze niz myslalem, centrum bardzo turystyczne z deptakiem i calym turystycznym przepychem. Jutro plyniemy na wyspy. Zdjec na razie nie zamieszczam, bo internet jest zastraszajaco wolny, ale przy najblizszej sposobnosci, obiecuje, ze nadrobie zaleglosci.
Wracajac do mojej rozmowy z Polakami, chcialbym sie podzielic kilkoma spostrzezeniami na temat Boliwii. Otoz srednia pensja w tym kraju to 200 dolarow, policjant stojacy na ulicy zarabia 100 dolarow miesiecznie. A gosc w busie, ktory jezdzi caly dzien i krzyczac nagania ludzi do busa, zarabia ponoc 1,5 dolara za dzien pracy - az sie wierzyc nie chce ale to prawda. Boliwie mozna podzielic na dwa obszary - gorski, ktory jest bardzo biedny i czesc wschodnia, bardzo bogata. Kraj jest strasznie skorumpowany, dla przykladu niech wystarczy to, ze praktycznie nikt tu nie zdaje egzaminu na prawo jazdy, wszyscy sobie kupuja prawo jazdy. Jest to nielegalne, ale wszyscy to robia, bo takie prawo jazdy kosztuja tyle samo co caly kurs wraz z egazminem, wiec to sie bardziej oplaca. Istnieje duza nienawisc miedzy prostymi ludzmi Aymara, a srednia klasa boliwijczykow. Ludzie Aymara sa bardzo biedni, sa tez bardzo konserwatywni, nie chca sie uczyc, nie za bardzo chce sie im pracowac, natomiast plodza duzo dzieci, ktore potem trafiaja na ulice i tam zostaja zlodziejami, handlarzami narkotykow, albo po prostu umieraja. Tak to w wielkim skrocie tutaj wyglada.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz