sobota, 18 września 2010

Koncowka wyprawy!

Przeziebienie, ktore juz od jakiegos czasu mnie meczy, swoje apogeum osiagnelo w Huaraz. W nocy dopadla mnie temperatura i silny bol gardla. O wycieczce na lodowiec nie moglo byc mowy. Z reszta chlopaki tez sie jakos nie bardzo palili do grubszej aktywnosci. Dzien spedzilismy na lazeniu po miescie i zakupach. Poza tym, byczylismy sie ile tylko bylo mozna. Niestety, czekal nas kolejny nocny transport do Limy. Tym razem wzialem ze soba paracetamol do autobusu i goraczka puscila mnie gdzies w okolicach pierwszej w nocy.

W Limie umowilismy sie z chlopakami na Miraflores. Co okazalo sie byc bledem, bo jest to dzelnica bardzo droga. Mozna w niej spedzic milo czas, jak sie chce poimprezowac. Zadne z nas juz na impreze nie mialo sily ani ochoty, wiec spokojnie moglismy zostac w starej i dobrej Colmenie.

Dzis i tak, jak wstalismy to odrazu przenieslismy sie do centrum. Najpierw sniadanie, potem fryzjer w ekstremalnie niebezpiecznej dzielnicy miasta (za mostem). Jak przechodzilismy przez most, mowie do chlopakow, ze wlasnie wchodzimy do ostrej dzielnicy, po czym odwraca sie do nas miejscowy i krzyczy:
- Hey guys, don't go too far, there is extremely dangerous!

Chlopcy ze znacznie mniejsza ochota towarzyszyli mi w wycieczce do fryzjera. Michal tylko dwa razy jeszcze mnie zapytal, gdzie ten fryzjer dokladnie jest i czy aby nie jest zbyt daleko?

Na Plaza de Armas w Limie spotkalismy polska wycieczke. Wycieczka z biura Logos Tour. Ogromna, chyba liczyla ze 30 osob. To jest dopiero grupa do ogarniecia, tylko ze program w tym przypadku jest najprostszy z mozliwych:)

Teraz probujemy wypalac w kafejce zdjecia, ale nie ma Lukasza, wiec cienko nam idzie rozkodowywanie hiszpanskojezycznego programu!

Jeszcze chyba nigdy nie bylem tak zmeczony pod koniec wyprawy. To fantastyczne, ze juz jutro bede w POLSCE!!!

To jeszcze kilka fotek z Huaraz, z widokami na gory, ktore otaczaja miasto! 









3 komentarze:

  1. Hej hej !!

    Tomek dobrze ze sie nie dales.
    Jak nic na lotnisku Ania przywita Cie chlebem i sola :) ciekawe ile kilo obywatela przywieziesz mniej do kraju? A w tym sweterku z ostatniego zdjecia wygladasz juz na miejscowego..tylko wora brakuje;)
    Ja przywitam sie z Lukaszem na Korsyce..mam nadzieje ze go poznam!

    Buzka

    Dori

    OdpowiedzUsuń
  2. dzieki za fajnego bloga i za to, ze nie zgubiliscie nigdzie szefa, bo co my zolnierze w kraju bysmy poczeli :) fajnie sobie bylo poczytac ciekawe opowiesci, dzieki nim dopadla mnie nostalgia za przygoda, mam nadzieje, ze bede mial okazje tez niedlugo ruszyc w trase :)
    pozdrowienia
    Grande

    OdpowiedzUsuń
  3. to namiot czy co ? :)

    OdpowiedzUsuń