Dzungla okazala sie nie byc tak ciezka jak przypuszczalismy, dlatego na prosbe uczestnikow ekspedycji zdecydowalismy sie wydluzyc w niej pobyt do dni pieciu. Przy czym ostatni dzien byl istnie hardcorowy. Trzeba bylo przedzierac sie przez prawdziwa dzungle,a nie tak jak do tej pory, ze glownie chodzilismy przetartymi sciezkami. Okazalo sie, ze przewodnik zgodnie z tym co zapowiadal wczesniej ostatni raz robil te trase 11 lat temu. Dlatego niewiele z tej drogi pamietal, a co najwazniejsze nie pamietal jaki jest w rzeczywistosci czas przejscia zalozonej trasy. Okazalo sie, ze kobitki, ktore byly w naszej ekipie nie dadza rady z przejsciem. Na szczescie po rzece przeplywala lodz z miejscowymi, ktorzy zdecydowali sie wrocic po czesc naszej ekipy. Bo w wiekszosci faceci zdecydowali sie kontynuowac droge, tyle, ze bez plecakow. Rzeczywiscie tempo bez balastu wzroslo mniej wiecej dwukrotnie, jednak po czterech godzinach marszu bez przerwy, przedostaniu sie przez kilka rzek musielismy ostatecznie skapitulowac. Okazalo sie, ze przez te cztery godziny morderczej walki udalo nam sie pokonac zaledwie cztery kilometry w linii prostej, wiec nie jest to powalajacy na kolana wynik. Jednak dopiero teraz zrozumialem jaka jest sila tego srodowiska. Przypomniala mi sie ksiazka Raimonda Maufraisá, ktory swojego czasu podjal sie przejscia Drogi Emerionow w Gujanie Francuskiej. To co tam napisal o dzungli to swieta prawda. Otoz przede wszystkim dzungla to nie Zoo i o spotkanie oko w oko z jakakolwiek zwierzyna jest niezwykle trudno. Trzeba wiedziec , ze mieszkajacy tutaj od pokolen Indianie znaja to srodowisko jak rzadko kto, ucza sie sztuki lowieckiej juz praktycznie od kolebki a i tak maja straszne problemy z wyzywieniem siebie samych. Jesli przychodzi im na swiat dziecko kalekie to je zabijaja, jesli przychodza blizniaki to tez, prosta lecz straszna regula majaca za zadanie umozliwic przetrwanie w tym jakze trudnym srodowisku.
Wydaje sie takze, ze najgrozniejszym zwierzeciem w dzungli jest Jaguar. Nasz przewodnik jednak mowi, ze jaguar niezwykle rzadko decyduje sie na atak ludzi, z reguly stara sie ich unikac. Slyszalem nawet historie, gdzie jeden z pijanych miejscowych w srodku nocy wybral sie do dzungli z maczeta, mowiac , ze idzie zapolowac na jaguara. Nikt tego nie bral na serio, ale poniewaz wszyscy byli nabzdrygoleni jak szpadle nikt tez nie zdecydowal sie po niego wyruszyc. Nad ranem odnaleziono nieszczesnika spiacego w poblizu obozu, a co jest najlepsze, wkolo niego byly slady jaguara, ktory musial go obejsc kilka razy. Jednak z uwagi na fakt, ze nie lubi zapachu alkoholu nie zdecydowal sie na rozpoczecie konsumpcji.
Wedlug naszego przewodnika najgrozniejsze sa weze. Sam zostal ukaszony juz dwa razy w swoim zyciu przez weza i ledwie uszedl z zyciem. To niesamowite jak dobrze Ci ludzie znaja sie na rosnacych tutaj roslinach i ich wlasciwosciach. Otoz wlasnie ta znajomosc uratowala mu zycie, Istnieja bowiem receptury dzieki ktorym mozna opoznic smiertelne dzialanie jadu. Nie mozna go zatrzymac, ale mozna opoznic, a to przeciez jest na wage zlota, jesli sie jest 12 godzin od najblizszej miejscowosci i nie ma sie surowicy pod pacha.
To czego sie nauczylem przez te 5 dni nie da sie strescic w tego rodzaju poscie, jednak byla to naprawde niesamowita lekcja zycia i to nie tylko za sprawa samej dzungli ale rowniez faceta, z ktorym mielismy szczescie sie do niej wybrac. Wszystko bylo przygotowane bardzo profesjonalnie, facet zabral ze soba trzech pomocnikow, ktorych praca podczas tego wypadu okazala sie nieoceniona. Oczywiscie najwazniejsza jest woda i jedzenie. O jedzenie najlatwiej zapolowac w wodzie, wiec ryby byly podstawa naszego wyzywienia. A z woda nie ma w dzungli problemu, bo rzeki przplywaja gesto. Jednak woda taka jest brudna, pelna bakterii i pasozytow, nie nadaje sie do bezposredniego spozycia. Chlopaki odkazali ja chlorem, normalnie sie to robi jodyna, ktora zabija wszystko. Pozostaje nam jedynie miec nadzieje, ze w tych wodach, ktore napotkalismy na naszej drodze nie bylo Ameby, bo tej bakterii chlor niestety nie zabija. Jednak czego sie nie robi dla przygodyJ.
Jest jeszcze jedna rzecz niezwykle wazna w tym srodowisku, o niej takze prawi slynny Forest Gump, a mianowicie suche skarpetki. W dzungli jest bardzo wilgotno, nic nie schnie, a nogi sa najwazniejsze, wiec jak sie chce przezyc wiele dni w tym srodowisku to trzeba dbac o to, aby nogi byly suche. Niby proste, ale tak naprawde niezwykle trudne do zrobienia.
Facet opowiadal jeszcze ciekawa historie ze swojego zycia sprzed paru lat. Otoz jechal gleboko w dzungle na ekspedycje z dwojka Kanadyjczykow. Kanadyjczycy jak to Kanadyjczycy, maja kupe kasy, wiec wynajeli bardzo droga, szybka lodz. Po drodze przewodnik widzi swojego znajomego mieszkajacego w niewielkiej komunie blisko rzeki, ten krzyczy z brzegu, ze potrzebuje pomocy bo jego zona jest w osmym miesiacu ciazy, cos sie stalo i chyba umiera. Ten leci do domu i widzi babke cala we krwi lezaca na lozku bez ducha. Niewie myslac bierze ja na plecy, zanosi do lodzi i mowi kierowcy, ze wracaja do Iquitos. Na co siedzaca z tylu baba wszczyna straszliwa awanture. Poniewaz przewodnik ja kompletnie ignoruje, wreszcie sama podchodzi do niego i wymierza mu ostry cios w kark. Koles sie odwraca i spokojnym glosem mowi do jej meza, ze jezeli nie jest w stanie jej uspokoic to on to zaraz zrobi jednym uderzeniem. To pomoglo na czas podrozy, bo po powrocie pasazerowie udali sien a skarge do biura mowiac, ze sa prywatnymi Klientami a nie instytucja charytatywna majaca za zadanie ratowac ludzkie zycie. Taki jest dzisiejszy komercyjny swiat i tacy bywaja Klienci, dlatego biznes turystyczne nie jest latwym kawalkiem chleba.
coś czuję, że mógłbyś po powrocie usiąść i napisać z tej wyprawy książkę ...
OdpowiedzUsuńUważaj na miescowych:
OdpowiedzUsuńW Peru farmerzy porwali 13 policjantów i czworo cywilów w pobliżu zapory w peruwiańskich Andach i zażądali nawozów sztucznych w charakterze okupu - poinformowały w sobotę lokalne władze.
Porwani przetrzymywani są w kościele w Huallamayo, mieście położonym o ok. 215 km na północny-wschód od stolicy.(...)
http://wiadomosci.onet.pl/2026275,12,1,1,item.html
No prosze, dzieki za newsa. My teraz jestesmy w Iquitos, mamy dzien odpoczynku, dlatego moge nadrobic swoje blogowe zaleglosci, zaleczyc rany, nieco odsapnac. Jeszcze dzis wieczorem o ile uda nam sie zlapac statek plyniemy do Kolumbii. Rejs trwa dwa dni i podobno odbywa sie w koszmarnych warunkach - zobaczymy.
OdpowiedzUsuńA ksiazke moze i tak, duzo tematow mnie tutaj zafascynowalo, nie mam jednak czasu glebiej sie tutaj nad nimi rozwodzic. Ameryka jest fascynujaca, ludzie ktorzy tutaj mieszkaja tez.