poniedziałek, 17 sierpnia 2009

Jungle trip!!!











Wynajecie przewodnika okazalo sie strzalem w dziesiatke. Musze przyznac, ze mnie osobiscie jego kompania bardziej przypadla do gustu niz same atrakcje, ktore zaoferowala nam dzungla. Mielismy ogromnie duzo szczescia, poniewaz trafilismy na wymarzona pogode. Nie dosc, ze przez cala nasza wycieczke nie padalo, to jeszcze nie bylo tyle komarow ilu sie spodziewalem. W efekcie tego, dzungla okazala sie nie taka straszna jak sobie ja wyobrazalem. Oczywiscie wszystko tez zalezy od miejsca w jakie sie jedzie. Nasz przewodnik okazal sie byc bylym wojskowym. W wieku dziesieciu lat opuscil dom rodzinny i zaczal zyc samodzielnie. W wieku pietnastu lat wstapil do armii. Myslal, ze to dobry sposob na zarobienie pieniedzy. Byl dzieckiem, wiec nie wiedzial jeszcze jak bardzo sie pomylil i jak oplakany w skutkach byl to wybor. Z uwagi na bardzo dobra budowe i ogolne warunki psycho-fizyczne zostal przyjety do jednostek specjalnych. Tak przeszedl masakryczne szkolenie, jak nam opowiadal o elementach tego szkolenia, to pomimo tego, ze interesuje sie wojskiem i co nieco wiem o szkoleniu jednostek specjalnych to szczena mi opadla. A mianowiecie, stosowano tam takie metody, ze w pelnym obciazeniu i z dwudziestokilogramowym worem wrzucano go do wody i kazano doplynac do brzegu. Jak juz facet sie kompletnie topil, to dopiero wtedy go wylawiano. Podobny numer robili nad morzem. Otoz zrzucali ich 100 kilometrow od plazy w pelnym rynsztunku, w normalnych butach wojskowych i kazali doplynac w ciagu 12 godzin do brzegu. Kiedy sie skarzyli, ze to przeciez nierealne, bo to az 100 km, dowodca im mowil, ze to moze byc nieralne dla normalnego zolnierze, ale oni sluza w silach specjalnych, wiec dla nich 10 km, powinno byc tym do dla drugiego 10 metrow. Facet przeszedl to mordercze szkolenie, wytresowali go na naprawde groznego szakala, jednak nie zabili w nim ducha czlowieczenstwa.

Glownie dzialal jako zwiadowca, czyli gosc, ktory idzie na przedzie grupy, jego zadaniem jest odnalezienie wlasciwej trasy i wychwycenie wszelkiego nadchodzacego z przodu niebezpieczenstwa. Bajka szybko sie skonczyla, otoz przypadkowo bral udzial w najwiekszej masakrze, ktora miala miejsce w Peru, w malej miejscowosci Tiengo Maria, 70 jego kolegow zginelo a on ledwie uszedl z zyciem. Potem tropil partyzantow i producentow narkotykowych w gorach. Widzial wiele smierci, sam zabijal, bo takie mial zadanie i rozkazy, a co chyba jeszcze wazniejsze na wojnie rzadzi prosta zasada - albo zabijesz albo zginiesz sam. Jednak niekiedy plakal jak dziecko, np. jak ostrzeliwali terrorystow na wzgorzu przez kilka godzin, wszystkich wybili, kiedy przyszli na miejsce okazalo sie, ze wszyscy zabici to dzieci nastoletnie, czasem jedenastoletnie. Opowiadal takze o torturach jakie wosko stosowalo na partyzantach, mowil, ze tego nie mozna zobaczyc w najlepszym filmie wojennym, a co gorsza robili to jego koledzy. Mowil, ze gdyby tego sam nie widzial, to nigdy by nie przypuszczal do czego czlowiek jest zdolny.

Pomimo propozycji wysokiego stopnia i intratnej posady z dniem wygaszenie kontraktu postanowil raz na zawsze skonczyc z wojskiem. Dzis juz mija jedenasty rok jak jest na wolnosci, - tak to nazywa. Zajmuje sie turystyka, studiuje korespondencuyjnie bio-chemie, wlada biegle trzema jezykami, a z racji tego skad sie wywodzi, jak rowniez zainteresowania wie praktycznie wszystko o dzungli. Niesamowity facet. Opowiadal wiele ciekawych historii zwiazanych z turystami, np. jak Szwajcarzy zaprosli go do wziecia udzialu w miedzynarodowej ekspedycj na najwyzszy szczyt Peru - Huascarian. Gosc sie zgodzil bo finanse byly intratne. Zostal zatrudniony jako fachura od sztuki przetrwania w trudnych warunkach. Jednak nie byla to zwykla wyprawa, otoz Szwajcarzy postanowili pobic niespotykany rekord, jakim jest czas przebywania na szczycie. Otoz postanowili sobie za cel spedzic tam dwa dni. Wytrzymali tylko siedem godzin, jednak nasz przewodnik mowil, ze to bylo istne szalenstwo, najciezsza rzecz w jakiej bral udzial. Ledwie uszdl z zyciem. Podczas zejscia krew lala mu sie z nosa, rece byly tak skostniale, ze nie mogl utrzymac liny, a po powrocie do domu dwa tygodnie zajela mu rekonwalenscencja.

Poza tym, opowiadal jak kiedys lecial z Klientami na ekspedycje gleboko w dzungle hydroplanem. Podczas lotu silnik w samolocie zgasl. Pyta sie pilota co sie stalo, ten mu mowi, ze jest awaria, ale zeby nic nie mowil turystom, bo on juz wiele razy ladowal bez silnika, wiec nie bedzie zadnego problemu. W miedzyczasie jednak turyscie przez okno zauwazycli ze smigla sie nie kreca i zaczeli sie niepokoic. Ten jednak zgodnie z instrukcjami powiedzial im, ze wszystko jest ok i nie ma powodow do obaw. Jak byli 50 metrow nad ziemia, to pilot ze strachem w oczach oznajmil , ze predkosc jest za duza i moga sie rozbic. Nasz macho byl piekielnie przerazony, hydroplan zanurzyl sie 5 metrow pod wode i wyplynal. Tym razem mieli szczescie, bo wszyscy przezyli, a najbardziej ucierpial pilot, ktorego nikomu nie bylo szkoda, z powodu zapewnien, ze wszystko jest ok. Tak wlasnie jest Ameryka Poludniowa.

2 komentarze: