środa, 5 sierpnia 2009

Trekking

Okazalo sie, ze wszyscy prawie zawiedli ale udalo sie zrealizowac ten trekking. Lukasz przestrzegal mnie tysiac razy, ze bedzie ciezko, ze trekking jest masakryczny, szczegolnie jak zbieralem ludzi na wyprawe mialem ich przed tym przestrzegac. Znamy sie z Lukaszem jak lyse konie i wiem jak bardzo nie lubi sie wspinac i ze nie przepada za lazeniem, wiec przypuszczalem, ze jest duzo przesady w tym co mowi. Okazalo sie, ze nie bylo ani krztyny. Trekking jest masakrycznie ciezki, sam mialem z nim nie maly klopot, choc kocham gory i sporo juz po nich chodzilem. Najwieksza trudnoscia jest wysokosc, bowiem w wiekszosci przebywa sie na 4000 m, sa dwie przelecze po drodze, jednak na 4600 i druga prawie na 5000 m, to w polaczeniu z duzym wysilkiem spowodowanym codzennym limitem przebiegow powoduje spore zmeczenie. Do tego dochodzi bol glowy, nudnosci, nieregularne i raczej slabe posilki, zimno albo ekstremalne cieplo, permanentny brak prysznica, cieplej wody, czy nawet kibla. Musze przyznac, ze Anna mnie bardzo pozytywnie zaskoczyla, niewiele spotkalem tak twardych kobiet jak ona. Zniosla to praktycznie bez narzekan, a miala na co narzekac, bo czwartego dnia jakby wszystkiego bylo malo dopadla ja biegunka. Jednak na pewno warto bylo, widoki, spotkani ludzie, czy zebrane doswiadczenie wynagrodza trud poniesiony podczas tego przedsiewziecia.

8 komentarzy:

  1. Biedna ale dzielna Ania! czy mam rozumieć, że to Ty gotowałeś ?
    Mam nadzieję, że okazałeś trochę empatii i się nią opiekowałeś.
    To musiał być chyba running a nie trekking, bo bardzo szybko się uwinęliście. Czekamy na zdjęcia!

    OdpowiedzUsuń
  2. domyślam się, ze jesteście potwornie zmęczeni, bo en wpis jest lakoniczny. Czekam na rozwiniecie tematu dot. spotkanych ludzi i widoków rzecz jasna. Bo o ludziach piszesz ciekawe historyjki.

    OdpowiedzUsuń
  3. No to gratulacje za zaliczenie tak ambitnej trasy!

    OdpowiedzUsuń
  4. Sluchajcie, wpis wczorajszy jest tak lipny, bo pracowalem nad docelowym dwie godziny, na koniec polaczenie siadlo i wszystko przepadlo. Mozecie sobie tylko wyobrazic moja frustyracje. Nawet nie mialem jej na kim wyladowac, bo Anna juz spala w hotelu, a koles odpowiedzialny za internet nie dosc ze mowi tylko po hiszpansku to jest skonczonym gamoniem, bo tylko takich zatrudniaja w kafejkach internetowych, to jedna z gorzej oplacanych tu fuch. A na marginesie to pierwszy duzy minus Ameryki Poludniowej, pod wzgledem internetu sa sto lat za murzynami, nie ma czego porownywac z Azja, tam jest po prostu raj. Dlatego tez tak malo zdjec zamieszczam, po prostu zwykle mam takie polaczenie, ze szkoda gadac. Dzieki za wpisy.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ha, mowilem ze ten spacerek to nie przelewki. I ze bez kucharza jest ciezko.

    Ale naprrrawde masakrycznie to bedzie dopiero na Amazonce! Juz ja sie o to postaram...

    OdpowiedzUsuń
  6. fajowo! tylko nie pozwólcie Tomkowi gotować, bo się wszyscy pochorujecie :) koniecznie kucharz!

    OdpowiedzUsuń
  7. Dipiero co sie zaaklimatyzowalem do gor, to treaz trzeba bedzie sie aklimatyzowac w tropiku, zdecydowanie za krotki ten wyjazd i za szybko sie wszystko dzieje. No ale co, nikt przeciez nie mowil, ze bedzie latwo.

    OdpowiedzUsuń