sobota, 17 lipca 2010

Cali

W samolocie do Kolumbi po jakiejs godzinnej drzemce, Lukasz mowi:
- Kurcze, lecimy do Kolumbii, a ja sie czuje jakbym lecial do Bydgoszczy!
- tzn. jak?
- nijak, odpowiada z grymasem na twarzy.
Mozna by sobie pomyslec, ze to normalne, bo jak ma sie czlowiem czuc lecac do jakiegos kraju. Jednak w tym przypadku to faktycznie dziwne. Czlowiek, ktory poswiecil lata swojego zycia na pisanie ksiazki o narkotykach, ktory wielokrotnie przyjezdzal do Kolumbii, nadstawiajac wlasnego karku, dla znalezienia ciekawego kontaktu, czy przeprowadzenia interesujacego wywiadu, powinien przeciez czuc pewna ekscytacje wjezdzajac do kraju stworzonego wlasciwie przez kartele narkotykowe.

To, co zobaczylismy w Cali, przeroslo nasze oczekiwania. Miasto jest najbogatsze i najbardziej rozwiniete z tych, ktore widzialem w Ameryce Lacinskiej. Nie widac tutaj biedy na ulicach, mozna sie poczuc jak w Europie. W centrum jest pelno diskotek, barow, klimatycznych restauracji. Ludzie wszedzie tancza salse, miasto tetni zyciem. Po centrum caly czas jezdzi autobus, w ktorym jest impeza i ludzie tancza w srodku. Zdecydowanie jest to miejsce dla kazdego kto chce sie zabawic i oderwac od problemow reszty kontynentu. 

Bogactwo tego miasta to w duzej mierze zasluga kartelu, ktory w latach 90-tych rozrosl sie do niewyobrazalnych rozmiarow. Kartel mial na uslugach sedziow, prokuratorow i najwazniejszych policjantow. Bracia Qrujuela-Rodriguez (zalozyciele kartelu Cali) dzialali bardzo inteligentnie, nie uprawiali przemocy, nie zabijali bez potrzeby. Uwazali, ze czlowieka lepiej jest kupic niz go zabijac. Oczywiscie zasada ta odnosila sie do ludzi z gornej polki, ktorych zabicie zawsze rodzi problemy i usilne dzialania organow scigania. Niestety w Stanach narkotyki zaczely swtarzac tyle szkody, ze rzad amerykanski postawil sobie za punkt honoru walke z kartelem. Walka ta trwala wiele lat, byla bardzo ciezka, glownie dlatego, ze kartel dysponowal praktycznie nieograniczonymi  srodkami finansowymi. Wreszcie udalo sie namowic jedna osobe z karetelu do wspolpracy, za nia poszly nastepne i poprzez instytucje swiadka koronnego, zaczeto wszystko rozpracowywac. Wreszcie bracia Orujuela-Rodriguez zostali zlapani i teraz spedzaja emeryture w swietnie strzezonych amerykanskich wiezieniach. Dla ciekawostki warto wspomniec, ze podczas pertraktacji z amerykanami, zaproponowali im dwa miliardy dolarow za zmniejszeni wyroku. Jednak ich dzielo tutaj zostalo. W czasach ich panowania, ludzie kartelu wyjezdzali w nocy na miasto i zabijali bezdomnych, transwestytow, czy prostytutki. Po prostu oczyszczali miasto z wszelkiej szumowiny. Biznes narkotykowy generowal miliony, jezeli nie miliardy dolarow, ktore w duzej mierze byly inwestowane na miejscu w legalne interesy. Duzo by o tym pisac, w sumie mozna napisac ksiazke, tak jak to zrobil Lukasz.

Co do szukanego przez nas Polaka, to nie bede tego tu opisywal, bo to prywatna sprawa rodziny i przyjaciol tego chlopaka. Nie udalo nam sie go odnalezc, choc poczynilismy wszystkie kroki, ktore byly w naszej mocy. Teraz pozostaje miec tylko nadzieje, ze chlopak zyje i jest bezpieczny.

Na drodze naszych poszukiwan dotarlismy do jednego Polaka, ktory mieszka tutaj od roku. Niestety nie zastalismy go w hostelu. Przyszlismy do niego ponownie dzis z samego rana. A tutaj okazuje sie, ze chlopak pamieta Lukasza, obydwaj spotkali sie dwa lata temu na Kostaryce. Ten chlopak to Filip. Podrozuje od prawie 3 lat, zjezdzil caly swiat. Niestety nie zna osoby ktorej szukamy, ale ta historia z Lukaszem jeszcze raz uswiadamia nam, jaki swiat jest maly. Filip jest bardzo sympatycznym gosciem. Na swojej drodze spotkalo go wiele przygod. Opowiedzial nam o tym, ze jego tez porwali w Arequipie, tak samo jak naszego kolege pare lat wczesniej. Filip mial kupe szczescia, bo bandyci mieli serce i ostatecznie pozostawili mu karte do telefonu, jak rowniez dwa dolary na taksowke, zeby mial za co wrocic z przedmiescia Arequipy do centrum. Opowiedzial nam rowniez historie o skopolaminie, to taka substancja, ktora stosuja miejscowi do otumanienia gringos. Dodaja ja do drinkow, badz ciastek, a moze byc nawet w papierosie. Po jej zazyciu czlowiek traci wolna wole, robi wszystko co mu kaza. To taka pigulka gwaltu, tylko o wiele bardziej niebezpieczna. Podobno po przyjeciu sporej dawki mozna stracic kontakt z rzeczywistoscia na wiele miesiecy. Dlatego trzeba na to gowno szczegolnie uwazac. Jeszcze dzis wyjezdzamy z Cali i zmierzamy w kierunku granicy z Ekwadorem. Jednak miasto tak bardzo nam sie spodobalo, ze jeszcze pewnie tutaj kiedys wrocimy.

2 komentarze:

  1. Ja kolego, liczę że na którejś z dyskotek znajdziesz Shakirę i zatańczysz, a my w sieci zobaczymy jak sobie dajesz radę

    OdpowiedzUsuń
  2. Zeby zobaczyc jak sobie daje rade trzeba tu przyjechac, a nie tarmosic tylek przed monitorem komputera. A daje rade, daje, nie powiem;)

    OdpowiedzUsuń