poniedziałek, 16 sierpnia 2010

Rozpoczecie ekspedycji i pozegnanie Ani

Wreszczie przyszedl czas na rozpoczecie ostatniego etapu naszej podrozy. Przyjechali chlopaki. Rozpoczelismy delikatnie, tzn. od spotkania ze znajomym dziennikarzem z Polski i z jego ekipa, ktora tutaj realizuje swoje autorskie programy. Male piwko w Miraflores i do hotelu. Nastepnego dnia juz bylo ciekawie, bo malo standardowo. Poza Katakumbami i starym centrum postanowilismy odpuscic stale punkty programu i zabralismy chlopakow do szkoly komandosow i Muzeum Narodowego, w ktorym znajduje sie teraz bardzo ciekawa wystawa dotyczaca historii Swietlistego Szlaku. Potem chlopaki odwiedzili jeszcze polskiego ksiedza (salezjanina), ktory pracuje w Limie z dziecmi ulicy, a ja udalem sie z Ania do hotelu, bo byl to dzien jej wylotu. Po pozegnaniu na lotnisku, rozpoczelismy czesc oficjalna naszej ekspedycji, ktora zakonczyla sie jedna wielka impreza w Centrum Limy. Na opisanie jej szczegolow nie mam tutaj czasu a i tak pewnie zabrakloby mi talentu. Jednak teraz zaczyna sie ciezka przeprawa, a i za nami nie latwy okres, wiec trzeba bylo wreszcie odreagowac.

Ulice Limy, z czyscicielami butow i genialnymi sokami z pomaranczy czy grejfruta.



To makieta chinskiej ambasady, ktiora zostala brawurowo odbita z rak terorystow przez miejscowych chlopakow. Ta akcja przesla do historii i dzis w szkole komandosow w Limie jest stworzone swoistego rodzaju muzeum, poswiecone wlasnie tej akcji.

Tak Swietlisty Szlak zaznaczal swoja obecnosc, po prostu wieszali psy na slupach!
A to juz efekty ich dzialalnosci!

A ten balwan to zalozyciel tej piekielnej organizacji. Co ciekawe profesor filozofii. Po latach przyznal, ze cala idea byla boledna i organizacja dzialala bez sensu. Mialo to dosc duzy wply na jej szeregi, jednak w nieznacznym stropniu Ci dranie dzialaja tutaj do dzisiaj.
A tak byli uzbrojeni miejscowi chlopi, ktorzy mieli sie bronic przed grabierzami Swietlistego Szlaku!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz